Przed wyborami parlamentarnymi było dużo problemów w Kiszyniowie. Ale teraz jest ich jeszcze więcej. Jak rozwiąże je Igor Dodon, aktualny prezydent tego chyba najbiedniejszego kraju w Europie? Teraz jest prezydentem, obawiającym się o teoretyczne anulowanie wyborów (luty 2019). Przedtem był ministrem handlu a jeszcze przedtem wysoko postawionym członkiem partii komunistycznej – do listopada 2011.
Mołdawia ma skomplikowaną przeszłość a jeszcze bardziej przyszłość. Tu była Besarabia, Królestwo Rumunii, komunistyczna Mołdawska Republika w ramach ZSRR. Dobrze się stało, iż Karl-Renner-Institut wraz z „Politische Akademie der ÖVP” zorganizowały dyskusję panelową w PresseClub Concordia. Prowadziła ją sprawnie Stephanie Liechtenstein. Głos dawała bardzo elokwentnym mówcom. Elokwentnym, gdyż są specjalistami w tej dziedzinie – analizowania wszelkich aspektów polityczno-gospodarczych tego kraju. Potrafią dostrzegać problemy i rozpoznawać ich źródła.
Dyskusję zagaił ambasador Klaus Wölfer z ministerstwa integracji. Inny ambasador, Wolf Dietrich Heim, były wieloletni przedstawiciel Austrii w Kijowie ocenia sytuację w Mołdawii nawet w miarę optymistycznie: po tych wyborach umilkły głosy, nawołujące do przyłączenia się do Rumunii. Bowiem w Mołdawii są obozy pro-rumuńskie („Właściwie jesteśmy Rumunami”), pro-rosyjskie (prezydent Dodon był w ostatnich dwu latach 30 razy w Moskwie), pro-EU (kiedy będziemy członkiem tej wspólnoty?) oraz pro-mołdawskie (nowa generacja patriotów).
Ambasador W. D. Heim przypomniał wielkie nierozwiązane zagadnienie Transnistrii, będącej dziwnym tworem administracyjnym między Mołdawią a Ukrainą. Stolica Mołdawii, Kiszyniów (po rumuńsku: Chişinău) leży ledwie 50 km od stolicy Transnistrii, Tyraspola. I obywatele tego „bagietkowego” na mapie tworu, mogli brać udział w przeprowadzanych wyborach w Mołdawii. Curiosum! Co na to prezydent tego dziwoląga-buforu, Wadim Krasnoselskij? Ambasador Heim zaobserwował tendencję w Mołdawii, iż siły nazywające siebie „proeuropejskimi”, działają nadal niedemokratycznie!
Sergiu Musteaţă, historyk, dziekan w Państwowej Uczelni Pedagogicznej w Kiszyniowie podkreślił, iż nikt nie wie ilu mieszkańców liczy Mołdawia. Jest olbrzymi ruch emigrancki. Plus minus ludność Mołdawii to 3,5 miliona. Z tego około milion emigrował na zachód Europy! Stworzyła się wielka diaspora Mołdawian. Mnóstwo rodzin jest rozerwanych. Dzieci rosną bez opieki rodziców. Znowu obserwujemy fakt: ludzie głosują nogami…Rząd boi się diaspory, gdyż ta ma większe możliwości wypowiadania się w mediach. Te są w rękach oligarchów nad rzeką Mołdawą, która dała nazwę krajowi. Historyk powiedział sentencjonalnie, iż rząd nie uczy się nic z historii, będącej, jak wiemy, nauczycielką życia – po łacinie: historia magistra vitae est. Poza tym specjalna komisja może anulować rezultaty wyborów. A co wtedy? Pozostanie tradycyjnie korupcja, której nie potrafi nikt zwalczyć. Pozostaną świeże partie, stąpające ostrożnie po niestabilnym bruku niewykrystalizowanej demokracji. W wywiadzie szef nowej partii tego chowu, na pytanie o ideologię tej formacji, odparł „My? Chcemy być … dla … ludu!”.
Veronica Creţu, przewodnicząca Open Government Institute, przypomniała kuriozalną sytuację lingwistyczną. W konstytucji Mołdawii jest zapis w wersji angielskiej: „The official language in the Republic of Moldova is the offcial language”! O co tu chodzi? Tu idzie o nie nazwanie języka tego kraju – jest to język rumuński, którego nie chcą uznać najwięksi patrioci mołdawscy. Oni twierdzą: mówimy po mołdawsku a nie po rumuńsku, jak w Rumunii. Językowo rzecz ma się tak: historycznie na tych terenach mówiło się po rumuńsku. Jest wielki wpływ rosyjskiego – telewizja i radio. Jest wielki problem Gagauzów. Ich mniejszość etniczna mówi po gagausku, swym turecko-pochodnym językiem. Nie chcą się integrować, tworząc siły politycznie odśrodkowe.
Głos zabierał ponadto Sebastian Schäffer, szef IDM, czyli „Instytutu Terenów Naddunajskich oraz Południowej Europy” oraz Claus Neukirch, od września 2018 szef do spraw Mołdawii w OECD, czyli Europejskiej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy. Jego opinie nie były zbyt optymistyczne. Pracuje w Kiszyniowie wszak na „strada Alexandru Mateevici”, czyli „ulicy Aleksandra Matiejewicza”. Był to bardzo wykształcony pop po studiach w seminarium teologicznym. Ze swą żoną (z domu Teodora Nowicka), miał troje dzieci. Zmarł na tyfus 102 lat temu. Ale przedtem wydał w Kiszyniowie broszurę, gdzie udowadniał istnienie języka mołdawskiego. Kto wreszcie – politycy czy językoznawcy? – udowodni czy w Mołdawii anno domini 2019 mówi się po rumuńsku czy po mołdawsku?
Wiesław PIECHOCKI, Wiedeń, marzec 2019