W wiedeńskiej stacji PAN-u wysłuchaliśmy 7 maja trzech nader ciekawych referatów, omawiających różne aspekty trudnych dziejów sąsiedztwa polsko-ukraińskiego. Teoretycznie tematyka miała się skupiać na roku 1919. Praktycznie ukazano publiczności szeroką i mądrą gamę zagadnień od połowy XIX wieku do wybuchu II wojny światowej. Przy mównicy zgromadził kierownik stacji, prof. Dybaś, doprawdy koryfeuszy z tej dziedziny, znanych austriackich profesorów.
Mieli oni trudne zadanie. W naukach humanistycznych granice obiektywności mieszają się łatwo z propagandą polityczną oraz tendencjami do subiektywnych interpretacji. Konkretnie oznacza to w przypadku stosunków ukraińsko-polskich omawianie problematyki ukazującej w korzystnym świetle stronę „A”, jednocześnie krytycznie i tendencyjnie stronę „B”. Prowadzi to łacno do zadrażnień, konfliktów intelektualnych i animozji.
Nieobecnym bohaterem pierwszego referatu wygłoszonego przez prof. Christopha Augustynowicza był Oskar Halecki. Była to ponadprzeciętna osobowość: historyk (dwa tomy „Dziejów Unii Lubelskiej”), poliglota, profesor, dyplomata, polityczny lew salonów. Urodzony w Wiedniu – ojciec był wysokim oficerem armii austro-węgierskiej a matka była arystokratką chorwacką. W 1919 był sekretarzem komisji międzynarodowej w Paryżu, mającej ustalić granice między Polską a Ukrainą. Ciężkie zadanie. Jako rzecznik hasła „Polska przedmurzem chrześcijaństwa” oraz znawca mniejszości etnicznych we wschodniej Europie, usiłował obiektywnie prezentować racje polskiej strony. Do swych znajomych zaliczał Marię Curie-Skłodowską, Alberta Einsteina czy Henri Bergsona. Po roku 1945 nie wrócił do PRL, co było logicznym krokiem. Wielokrotnie wypowiadał się w mediach krytycznie o komunizmie i negatywnych aspektach ZSRR. Został profesorem wielu uniwersytetów w USA i Kanadzie. Zmarł blisko Nowego Jorku w 1973 roku.
Drugim bohaterem wieczoru był równie niewidzialny fenomen: języki ukraiński i polski. Nie chodziło jednak w referacie prof. Michaela Mosera o różnice filologiczne, lecz o ich funkcje polityczne w przedwojennej Polsce. Używanie języka ojczystego jest, jak wiadomo, zasadniczym elementem przynależności do konkretnej grupy etnicznej. Temat polityczny, drażliwy, łatwo ulegający presjom i zniekształceniom. Referent widzi początek konfliktu „język ukraiński i polski na terenach wschodnich Europy” w połowie XIX wieku. Związany jest z żądaniem podziału Galicji i Lodomerii. Autonomię uzyskały Galicja w 1867 (wyraz pochodzi od miasta „Halicz”) i Lodomeria (od „Włodzimierz”), z tym, iż dominację językową uzyskali tam Polacy. Problem językowy w ramach monarchii austrowęgierskiej był oczywiście szerszy. Mniejszości krytyczne twierdziły, iż imperium „k. und k.” to „więzienie narodów”. Można jednak postawić ciekawą tezę, iż w wiedeńskiej monarchii lepiej żyło się mniejszościom językowym, niż po jej rozpadzie, po roku 1918. Powstała polityczna efemeryda: Zachodnio-ukraińska Republika Ludowa. W sferze drażliwej problematyki językowej wydano dokument stanowiący (a) iż wszelkie ustawy mają być publikowane na tych terenach po ukraińsku, polsku, niemiecku i w jidysz, oraz (b) że na Ukrainie musi być mówione po ukraińsku. Prof. Moser skomentował to niemal żartobliwie – jeśli „musi”, to znaczy, iż usus ukraińskiego nie był taki oczywisty…
Dalej omówił profesor Moser etapy tego konfliktu: Galicyjska Socjalistyczna Republika Rad w Tarnowie (lipiec 1920), Cud nad Wisłą w sierpniu 1920, Traktat Ryski z marca 1921, stanowiący o granicy Polska-ZSRR nad „Dźwiną, Zbruczem i Dniestrem”, jak również spis ludności, bojkotowany przez Ukraińców. Na Polesiu ludność określała się swoiście „ja jestem tutejszy”. Język polski cementował się na wschodzie: „ukraiński” określano jako „małoruski”, „rusiński” lub „ruski”, omijając terminologię oficjalną – „język ukraiński”. Osiedlano chętnie nowe pokolenia Polaków na wschodzie Polski. Wydano jasną w kontekście politycznym ustawę 31 lipca 1924 roku, stanowiącą, iż jedynym językiem urzędowym w Polsce jest język polski. Jedyną wyższą uczelnią w Polsce z językiem wykładowym ukraińskim była Grecko-Katolicka Akademia Teologiczna we Lwowie, założona w 1928 roku.
Literacki aspekt tej problematyki naświetlił prof. Alois Woldan, wielki znawca tematu. Egzemplifikacyjnie ukazał fragmenty dzieł Polaków i Ukraińców. „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego ukazało wizję „szklanych domów” i ich marną realizację w oczach protagonisty. Ponadto znajdujemy tę problematykę w „Sławie i chwale” Jarosława Iwaszkiewicza czy u Zofii Kossak-Szczuckiej w jej „Pożodze”. Sporo jest utworów wspomnieniowych: prof. Lidia Winniczuk, profesor filologii klasycznej, zapisała te problemy z perspektywy osobistej w „Nad Zbruczem, Stryjem i Wisłą”.
Strona ukraińska też przedstawiała ze swej strony konflikt: Petro Karmanskyj wydał w 1923 roku „Za czest’ i wolju”, gdzie używał stylistyki biblijnej oraz wpadał w tony mesjanistyczne. Tragiczny los emigrantów przedstawił Oleksandr Oles’ w wydanych w Wiedniu nie tylko w 1919 roku tomikach wierszy (przejmujące „Mojij materi”, „Na czużini”, czy „Prokljattja, rozpacz i gańba”). Zmarł na kolejnej emigracji w Pradze w 1944 roku, niestrudzenie propagując pozytywne aspekty patriotyzmu ukraińskiego.
Żydowski punkt widzenia przedstawił Emil Tenenbaum w powieści „Tła” napisanej po polsku. Rozszerzony aspekt „Żydzi-Ukraińcy-Polacy” znalazł o dziwo miejsce także w twórczości młodej Ukrainki, mieszkającej teraz w Wiedniu. Tanja Maljarczuk zdążyła już być laureatką Nagrody im. Ingeborg Bachmann. W roku 2016 wydała powieść „Zabuttja” o Wjaczesławie Lypinskim (1882-1931). Jej protagonista był pierwszym ambasadorem Ukrainy w Wiedniu.
Wieczór zakończył się dyskusją, w której podkreślano otwarte rany kontaktów polsko-ukraińskich, pokojowe współżycie wspólnot na kresach oraz ich aktualną pointę – ponoć 1,5 miliona Ukrainek i Ukraińców pracuje w teraźniejszej dobie w Polsce. Zostali zaakceptowani nie tylko przez władze RP, lecz również przez ich polskich sąsiadów jak i realia społeczno-gospodarcze. Wróży to rychłą i trwałą naprawę stosunków między dwoma słowiańskimi narodami.
Wiesław PIECHOCKI, maj 2019