To nie był koncert, lecz fascynujące studium porównawcze z historii muzyki. Studium dotyczyło chrześcijańskiego dogmatu o zwiastowaniu, czyli wizycie archanioła Gabriela w domu Maryi. Przyniósł jej wiadomość z nieba: zostaniesz matką Boga.
W zimny i dżdżysty wieczór zielonoświątkowy 31.05.2020 zebrana publiczność w wiedeńskim kościele św. Piotra (Sankt-Peter-Kirche) miała okazję wysłuchać niebywale kunsztownie wykoncypowanego repertuaru. Mianowicie wysłuchaliśmy, jedni jeszcze w maskach ochronnych, drudzy już bez, akcentując tym samym koniec zarazy, aż siedmiu wersji znanego tematu muzycznego „Ave Maria”. Do tego doszła sekwencja muzyczna dwu utworów różnych kompozytorów. Te małe perełki również dotyczyły Panny Marii. W sumie koncert dał nam przykłady muzyczne nośnego teologicznie tematu w muzyce i sztuce: prosta kobieta z izraelskiego ludu urodzi boskie dziecię.
Niewidoczni dla nas, publiczności zebranej w powierzchni normalnej kościoła, byli bohaterowie-wykonawcy wysoko na chórze, przy słynnych organach. Ladies first: dwa soprany, panie Julitta Dominika Walder oraz Ewelina Jurga. Do tego dwóch panów: baryton Orhan Yildiz oraz organista Marcin Kozieł. Ogrzewali nas swymi wartościowymi talentami w niedzielny wieczór w zimnej świątyni, znanej niezliczonym turystom, odwiedzającym Wiedeń i wpadającym na koncerty organowe do tego pełnego przepychu rokokowego kościoła.
Siedem razy AVE MARIA
Najpierw wysłuchaliśmy tę w zasadzie modlitwę w duecie J.D. Walder i O. Yildiz. Utwór L. Cherubiniego ma walory romantyczne. Manierystyczna koloratura dodała mu jeszcze uroku, dopełnionego triumfującym finałem.
Teraz nastąpiło benefisowe wykonanie najsłynniejszej wersji „Zdrowaś Mario”, czyli „Ave Maria” F. Schuberta. Orhan Yildiz wcielił się swym monologiem w archanioła Gabriela, przekonywującego Marię, aby zaakceptowała wolę Boga-Ojca. Turecki solista wykorzystał moc swego wspaniałego głosu, korzystając z eleganckiego akompaniamentu organów. Franz Schubert nadal święci triumfy swym geniuszem.
Improwizacyjnym ćwiczeniem w twórczości Charlesa Gounoda było „Ave Maria”, bazujące na utworze J. S. Bacha. Zatem sukces ma tu dwu ojców u źródła. Solistka J. D. Walder wydobyła stylistycznie istotne treści religijne wiodącego tematu: Maria odtąd będzie się modlić za grzeszników, stanie się nowym łącznikiem między ziemią a niebem. Organista M. Kozieł ponownie towarzyszył inteligentnie solistce w wykonaniu tego opus z 1852 roku.
Inny profil psychologiczny miało „Ave” z udziałem J. D. Walder i O. Yildiz u Gaetano Donizettiego. Tu linia muzyczna umożliwiła duetowi wykonanie ukazujące równorzędne postaci: archanioł jest równy Marii a ona jemu. On przybył z nieba, ona do niego pójdzie – po dramatycznych wydarzeniach znanych nam z Pasji i tekstów nowotestamentowych. Sam kompozytor Donizetti miał do motywu urodzin boskiego dziecka swój osobisty smutny stosunek – jego troje dzieci umarło w niemowlęcym okresie… W jego utworze zarówno Maria jak i Gabriel – oboje – proszą Boga o wstawiennictwo.
Jeszcze inną propozycję estetyki muzycznej proponuje Pietro Mascagni w swym „Ave Maria” jako fragment z opery „Cavalleria rusticana” (1890). Sopran Julitty D. Walder potraktował ten utwór doskonale interpretacyjnie jako niemal nowoczesną pieśń z musicalu. Maria prezentuje się spokojnie i w sposób zrównoważony po tak rewolucyjnej wiadomości prosto z niebios.
Zupełnie w inną epokę przeniósł nas duet Walder-Yildiz z „Ave Maria” spod pióra G. Cacciniego, Rzymianina, żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku. Przygotowując grunt pod powstający nowy gatunek – operę, stworzył on ten duet, tchnący dojrzałą estetyką i psychologicznie harmonią: swym talentem wokalnym podkreśla solistka pogodzenie się z wolą niebios, komunikowaną przez archanioła. Myślami podziwiałem w tym momencie inną harmonię: współgranie muzyki z plakatem koncertu, ukazującego scenę Zwiastowania – uroczy fresk Renesansu włoskiego.
Ostatnią wersję kontrastywną w stylu do dotychczasowych usłyszeliśmy w „Ave Maria” G. Verdiego jako arię Desdemony z opery „Otello”. Tu solistka, J. D. Walder podkreśliła recytatywem na początku swe zaskoczenie, potem prezentując pauzami głosu dramat chwili, czyli kosmiczną woltę w żywocie doczesnym Maryi. Będzie boską matką. Publiczność doceniła z pewnością rewelacyjny finał organowy: niemal celowe „dysonanse” drażniące ucho.
Miscellanea repertuaru
Koncert rozpoczęła solistka Ewelina Jurga. Swym kunsztem wokalnym osiągnęła wysoki stopień optymizmu w arii z kantaty J. S. Bacha „Jauchzet Gott in allen Landen”. Sam czasownik niemiecki jauchzen zaprasza do wydawania okrzyków radości. Interpretacją wieczoru było nieukrywane zadowolenie z zakończenia pandemii. Dziękuję solistom za ten optymistyczny refren koncertu!
Popisowe solo barytonu ukazał nam Orhan Yildiz w operowej arii G. F. Haendla „Xerxes”. Potęga i powaga głosu sięgała w „Ombra mai fu” celowo do niemal metafizycznych rejestrów. Podobnie brzmiało jego solo w religijnym kontekście u Alessandro Stradella z XVII w. Już tytuł „Pietà, Signore!”, czyli „Okaż łaskę, Panie!” dał asumpt barytonowi tureckiemu ukazania w tej modlitwie całej psychologicznej gamy: udręczenia, poczucia popełnienia grzechów, prośby o łaskę. Słuchacze zebrani w kościele docenili interwałowe partie bez akompaniamentu organów. A te swoimi wejściami spoiły się harmonijnie z męskim głosem.
Ostatnie solo O. Yildiz to hymn ku chwale dogmatu o dziewiczości Maryi – utwór „Vergin, tutto amor” F. Durante z początku XVIII w. Głos solisty swą męską energią uzasadniał rolę religii w sztuce – również wokalnej w tym przypadku. To właściwie „pseudo-Ave Maria”.
Drugim dziełem typu „pseudo-Zdrowaś Mario” była aria Elżbiety z opery R. Wagnera „Tannhäuser”. Utwór „Allmächt’ge Jungfrau” wykonała solistka balladowo, rozwijając temat. J. D. Walder, dodała udanie powagi w wyrazie utworu. Po serii klasyków po łacinie i włoskim, usłyszeliśmy wreszcie język niemiecki.
Język włoski dominujący w tego typu repertuarze usłyszeliśmy jeszcze w toskańskiej piosence ludowej (duet Walder-Yildiz), silnie synkopowanej, ukazującej bogactwo folkloru z apenińskiego „buta”.
Finał miał dwie odsłony. Najpierw rozbrzmiało „Alleluia!”, czyli bardziej niż słynna aria z motetu W. A. Mozarta (KV 165). Solistka E. Jurga dodała w tej skomplikowanej materii dźwiękowej odwagi wierzącym i wątpiącym w kościele. Ukazała swój talent i możliwości koloraturą przenikającą optymizmem uszy i dusze obecnych słuchaczy.
Finału ostatnia strona to harmonijny występ duetu damskiego. Obie panie, Julitta D. Walder i Ewelina Jurga nie zapomniały o wieńczącej syntetycznie cały koncert „Czarnej Madonnie”. Jest to znany na całym świecie utwór Alicji Gołaszewskiej, kompozytorki, urodzonej w Gniewkowie koło Inowrocławia w 1951 roku. To była dla zgromadzonych w kościele statyczna pielgrzymka „siedząc” do Częstochowy, gdzie kompozytorka była organistką na Jasnej Górze. W ten sposób usłyszeliśmy na koniec tekst po polsku oraz wspaniałą spontaniczną wariację fortissimo Marcina Kozieła jako finał.
Globalnie można powiedzieć, iż koncert bazował na świetnej samej koncepcji repertuarowej, niebywale wysokim kunszcie śpiewaczym uznanych solistek i solisty oraz doskonałemu akompaniamentowi organisty.
Nota bene: nazwisko solisty „Yildiz” w jego rodzinnym języku tureckim znaczy „Gwiazda”. On sam był otoczony trzema jeszcze innymi „gwiazdami” w tym rewelacyjnym gwiazdozbiorze.
Wiesław PIECHOCKI, Wiedeń, 1. 6. 2020