Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 10.01.2015 12.32
„Die Gebärmutter“ von Maria Wojtyszko

 

 

Instytut Polski w Wiedniu zainaugurował

Rok Polskiego Teatru Publicznego w Europie!

przy współpracy z Theater Brett

 

na zdjęciu Maria Wojtyszko, foto: J. Hafner

 

 

 

Odkąd dyrektorem Instytutu Polskiego w Wiedniu został Wojciech Więckowski dynamika tej instytucji wyraźnie przybrała na sile. Zmiany – na lepsze! – widoczne na każdym kroku. Od otwarcia się Instytutu (dosłownie – bo dotąd drzwi wejściowe były permanentnie zamknięte a wejście „od podwórka”  mało sympatyczne jak do takiej placówki. I program i estetyka wnętrz (jak nas widzą tak nas piszą) zdecydowanie się zmieniły.

Inauguracja Roku Polskiego Teatru Publicznego w wiedeńskim Theater Brett to co najmniej mistrzostwo Europy – skromnie i językiem sportowym to nazywając. W grudniu 2014 r. Sejm ustanowił rok 2015 Rokiem Polskiego Teatru Publicznego w związku z 250. rocznicą powstania Teatru Narodowego w Warszawie a już 8 stycznia 2015 odbył się pierwszy spektakl z tej okazji. Czyli: jesteśmy wiodącą stolicą promującą polski teatr w Europie a może nawet i świecie.

To dobrze, że tak znakomicie układa się współpraca z Ludvikiem Kavinem – dyrektorem, aktorem, producentem, właścicielem tegoż teatru. Nieskromnie przypomnę, że Ludvik Kavin jest również laureatem Złotej Sowy Polonii za propagowanie polskiego dramatu na deskach swojego teatru. Wystawienie zaś sztuki Marii Wojtyszko: Macica to akt swoistej odwagi. Nawet w tak otwartym na teatralne eksperymenty mieście jak Wiedeń.

Tekst Wojtyszko (pierwotnie opublikowany w Dialogu w 2006 r.) to próba wiwisekcji dokonanej na wyzwolonej kobiecie współczesnej a jednocześnie próba zmierzenia się z obowiązującymi stereotypami polskimi, z polską matką katoliczką, ubezwłasnowolnioną kobietą w ciąży, nad którą niby w rytualnym, plemiennym tańcu voodoo pochylają się rozhisteryzowane samym faktem pojawienia się zapłodnionej zygoty całe zastępy służb pomocniczych: szkoły rodzenia, lekarze, pielęgniarki... Przypominają się sceny z Rosemarys Baby Polańskiego, jakieś szatańskie czy szamańskie obrzędy mające „pomóc” kobiecie urodzić potomka. W sztuce wyreżyserowanej przez Christopha Prücknera najbardziej fascynującą sceną, która na długo zostanie w naszej pamięci, jest właśnie ta ze szkoły rodzenia, gdzie osaczona przez zinfantylniałe grono uczestników swoistego sabatu czarownic – niczym jakaś religijna sekta – doprowadza dziewczynę niemal do obłędu.

Mając w pamięci wiek autorki narzuca się jednak uwaga kierowana do wielu młodych twórców. Młodość to niecierpliwość. To chęć powiedzenia wszystkiego tu i teraz. Natychmiast. I powstaje spektakl gdzie upchnięto wszystko do jednego worka. Po pierwszym akcie sztukę można było po prostu zakończyć. Widzowie byli na to przygotowani. Byłaby to znakomita jednoaktówka. Część druga była już przegadana. Znalazła się tam i Konopnicka z sierotką Marysią i przeciągnięta scena z babcią – przedstawienie straciło tempo. A szkoda.

Kolejny wątek – a jest ich (niestety) zbyt wiele to rozprawa z polskimi mitami. I tymi mocno już zasiedziałymi w naszej tradycji i nowymi, które wciskają nam historycy i media jak najbardziej współczesne. Tu przypomina mi się znakomity akapit z Disneylandu Dygata, gdzie w paru zdaniach autor obśmiał te polskie mity, powstania, czterech pancernych i psa, jako mieszankę naszych ciągot do bohaterstwa, ciągot do świata baśni, uciekających od frustracji do tragizmu losu narodu. Wszystko w jednym kotle a krucho z tżsamością i z... normalnością.

Dyrektor kieleckiego Teatru, Szczerski wygłosił m.in. opinię, że: Gdyby to nie był dobrze napisany tekst artystyczny, dobrze napisana sztuka, to byłby to manifest pewnej postawy wobec rzeczywistości młodej kobiety, jej sprzeciw wobec głupoty, wobec hipokryzji, wobec naszej wspólnej przeszłości komunistycznej, w którą zostaliśmy bez swojej woli unurzani.

Ta wypowiedź mimo pozornej prawdziwości to kolejny tworzony mit. Zwłaszcza ostatni jej człon. W jaką historię narody, zwłaszcza polski, są unurzani z własnej woli? Naród rzadko miał okazję wpływania na swoją historię. Historię tworzą politycy. Lepsi lub gorsi, ale jak pokazuje nawet dominująca w naszej ojczyźnie demokracja, sam naród niewiele ma do powiedzenia. Sam fakt, że takie samo zdanie ma na ten temat ok. 50 % NARODU jest potwierdzony absencją tegoż narodu na powszechnych krajowych wyborach.

I tak od sztuki, wzniosłych emocji przeszliśmy do tego, czym kończy się obecnie każde prawie spotkanie towarzyskie, w niemal wszystkich środowiskach zaistniałe, czyli do polityki.

I to w tej polityce zostaliśmy UNURZANI również bez swojej woli. Ale to już temat na inną bajkę...

PS. I do czego to doszło? Jak wkracza do tekstu polityka, zapominamy o tym co istotne, o czym mieliśmy zamiar napisać na początku. Więc: wracamy do Teatru. Obsada. W roli głównej znakomicie zaprezentowała się Samantha Steppan. Córka znanych austriackich aktorów jak to się w Polsce mówi talent aktorski wyssała z mlekiem matki. Dynamiczna, świetnie czująca się na scenie aktorka z powodzeniem wcieliła się w wiodącą postać Wiktorii i w zasadzie to ona trzymała na swoich barkach ciężar całego przedstawienia. Myślę, że oglądaliśmy przyszłą gwiazdę. Reszta aktorów była raczej tłem dla Samanthy co nie znaczy, że ich kreacje nie pozostaną w pamięci widzów. Brawa dla całego zespołu i reżysera.

Obejrzenie sztuki zdecydowanie polecam. Warto. Frekwencja? 110 % widzów. Krzesła dostawiano gdyż chętnych przyszło tak wielu...

Jadwiga Hafner

Polen, in unserer Zeit. Wiktoria erwartet ihr erstes Kind. Sie ist eine junge Frau wie viele andere. Sie möchte Lehrerin werden, sie weiß nicht genau, wer der Vater ihres ungeborenen Kindes ist, und sie weiß auch nicht genau, ob sie überhaupt schwanger sein will. Vor allem möchte sie auf keinen Fall so werden wie ihre eigenen Eltern.

Wiktorias Großmutter hat unter den Nazis gelitten, Wiktorias Mutter unter den Kommunisten. Wiktoria selber lebt nun auf einmal in einer scheinbar freien Welt, in einem vereinten Europa, das für ihre Eltern noch das „Fremde“ war. Und sie will alles anders machen - frei sein und unabhängig, ihr eigenes Leben leben, vielleicht überhaupt auf Männer pfeifen, sich auf jeden Fall nicht als „Frau“ und „Mutter“ in traditionelle Rollenmuster einzwängen lassen.

Aber die Nabelschnur ist der rote Faden, der Generationen von Müttern über ihre Gebärmuttern miteinander verbindet. Kann Wiktoria es schaffen, sich wirklich loszulösen?

Und Freiheit, das kann auch Orientierungslosigkeit bedeuten. Irgendwann wird sich Wiktorias Sohn auf die Suche nach seinen Wurzeln begeben. Und wird vielleicht in der Hinwendung zum rechten Lager, zum Nationalismus fündig werden...

Die junge Autorin Maria Wojtyszko (geboren 1982) zieht in ihrem Stück „Die Gebärmutter“ alle Register. Die ganze Handlung wird subjektiv aus der Sicht der Hauptfigur geschildert – realistische Szenen (mit den Eltern, im Schulalltag) wechseln sich ab mit Visionen und (Alp-) Träumen, Erinnerungsfetzen (eigene und die ihrer Mutter) und Zukunftsvisionen überlagern die Gegenwart, Verstorbene und Ungeborene tauchen auf, sogar Wiktorias eigene Gebärmutter kommt auf einen Tee vorbei. Oft verschiebt sich die Wirklichkeit nur unmerklich, verzerrt Vertrautes ins Monströse oder ins Karikaturhafte. In seiner brüchigen Erzählweise spiegelt das Stück genau die inneren Zustände in Wiktorias Seele wieder. „Die Gebärmutter“, das ist ein Stück über die Entwicklung einer jungen Frau während ihrer Schwangerschaft, und gleichzeitig auch ein Kaleidoskop der Geschichte und Gegenwart des Landes, in dem diese Frau auf der Suche nach ihrer Identität und ihrer Zukunft ist.

Wojtyszko hat hier ein freches, wildes, direktes, aufmüpfiges, manchmal brutales, manchmal saukomisches Stück abgeliefert, und dabei das Kunststück fertiggebracht, daß die „Gebärmutter“ einerseits deutlich in der reichen Theatertradition des polnischen Surrealismus verankert ist, und zugleich völlig modern, komplett heutig daherkommt. „Die Gebärmutter“ war Siegerstück beim Theaterfestival baz@rt des Teatr Stary in Krakau 2006, wurde im gleichen Jahr als Lesung beim „Heidelberger Stückemarkt“ präsentiert – und ist nun endlich auch bei uns auf der Bühne zu erleben!

***

W mieszkaniu Wiktorii zjawia się osoba przedstawiająca się jako jej macica i zadaje irytujące pytania, pyta, skąd się Wiktoria wzięła i po co. Ona nie ma ochoty na rozmowy, boli ją brzuch. W końcu jednak zaczyna paplać, że życie jest ciężkie, a kino fajne. Macica nie może z nią wytrzymać - siedzi tu naprzeciw niej - żywy organizm, a ona pierdoli o irańskim kinie, zamiast zapytać jak się żyje drugiemu człowiekowi. Macica proponuje, żeby opowiedziała jej o swoich rodzicach, przeszłości, żeby zastanowiła się skąd się wzięła. Wiktoria przypomina sobie, że urodziła się przypadkiem... :

Mama budzi się rano, nie poznaje faceta, który śpi obok niej, uważa, że ma siedemnaście lat i spieszy się, żeby zdążyć do szkoły. Tata próbuje jej wytłumaczyć, że nigdzie nie musi iść, on jest jej mężem, a w pokoju obok płacze jej sześciomiesięczna córeczka Wiktoria.

Mama na UB. Pierwszy i Drugi tłumaczą jej, że to nieładnie nieprzyznawać się do swojego męża i dziecka, każą jej nie sprawiać kłopotów, bo jest stan wojenny i nie ma czasu na głupstwa, towarzysz Darek dobrze gra jej męża, a pannie z dzieckiem przyda się przecież mężczyzna w domu

Tak Wiktoria wyobraża sobie młodość swojej mamy, przypomina sobie, że urodziła się w stanie wojennym, dlatego dostała takie imię. Mamę bili ubecy, żeby była dobrą matką Peerelu, a ona rosła sobie zupełnie szczęśliwie.

Wiktoria w gabinecie dyrektora szkoły. Dyrektor jest niezadowolony, że ona, stażystka, zamiast wypełniać plan, rozszerza zajęcia, pokazuje dzieciom atlas anatomiczny i mówi o śmierci. Przypomina jej, że te dzieci przygotowują się do pierwszej komunii i nie wolno niszczyć ich skupienia.

Wiktoria u ginekologa. Przyszła, bo jakoś dziwnie się czuje. Ginekolog stwierdza, że był ostry seks i pochwa jej pękła, ale to nic takiego, samo się zagoi.

Do Wiktorii wpada Dawid. Uważa, że to z nim Wiktoria jest w ciąży. Ona przypomina mu, że on nie żyje, nie wie kto jest ojcem, nie wie co teraz zrobi, chyba usunie ciążę. Przypominają sobie, że on kiedyś był jej chłopakiem, dużo razem pili, a gdy on kiedyś wyszedł od niej nad ranem pijany, wpadł pod ciężarówkę. Gdy Dawid znika, pojawia się chłopiec, mówi do niej "mamo" i prosi, żeby go nie usuwała, bo będzie dobrym synem. Wiktoria ma inną wizję: przez pierwsze miesiące będzie darł mordę, a później zacznie kraść i brać narkotyki. On stwierdza, że ona będzie beznadziejną matką, ona się z tym zgadza, dlatego jutro idzie na skrobankę.

Wiktorię znów odwiedza macica. Wiktoria twierdzi, że nie nadaje się na matkę. Macica każe jej dorosnąć, powiedzieć sobie, że będzie matką i tyle. Wiktoria jest wściekła - nie chce żadnego bachora, bólów przy porodzie i depresji poporodowej. Nienawidzi jej, zwłaszcza za te dni, kiedy nie dawała jej normalnie funkcjonować. Po czym bije macicę i zapowiada, że zostanie lesbijką, bo podoba jej się taka ruda dziewczyna ze studiów.

Wiktoria próbuje porozmawiać z rodzicami. Zajęci swoimi obsesjami nie słuchają jej, dopiero, gdy powie, że jest w ciąży, każą jej przyprowadzić swojego chłopaka. Ona próbuje tłumaczyć, że nie ma pojęcia z którym jest w ciąży i jakoś sobie poradzi. Rodzice nie rozumieją, w końcu zrezygnowana opowiada, że ojciec dziecka zginął w wypadku. Rodzice współczują jej w nieszczęściu.

Wiktoria w szkole rodzenia. Nie podziela powszechnego zidiociałego entuzjazmu dla płodów tkwiących w kobietach. One każą jej poddać się głosowi natury, ona nie może zapomnieć, że ma też rozum. One wpadają w ekstazę na myśl o dzidziusiach, ona postanawia zostawić te dojne krowy, kuchenne kury i prośne maciory i iść do swoich zajęć.

Wiktoria odwiedza Babcię, chce żeby jej opowiedziała jak to było gdy rodziła jej mamę. Zamiast tego Babcia wspomina jak dziadek zginął w Powstaniu, a ją gwałcili Niemcy. Wiktoria jest zrozpaczona: babcię gwałcili Niemcy, mamę bili ubecy, a jej nikt nic nie robi i to jest straszne. W końcu Babcia pociesza ją, że poród to nic takiego, ona nawet tego nie zauważyła.

Wiktoria na uczelni w kolejce do dziekana zaprzyjaźnia się z Rudą - dziewczyną, która jej się bardzo podoba. Chce wziąć urlop, poza tym ciągle chce jej się rzygać.

Wiktoria u rodziców. Tata chce z nią porozmawiać, a żeby Mama im nie przeszkadzała, dał jej silne środki nasenne i zamknął w szafie. Gdy Wiktoria się o nią niepokoi, Tata uspokaja, że nic jej nie będzie, robił to już nie raz. Wygłasza przemowę do córki. Wyprasza sobie te wszystkie feminizmy, lesbijki i zachodzenie w ciążę jemu na złość. Ma dość tego jej indywidualizmu i przerośniętego ego. Przecież było lepiej gdy Wiktoria miała trzy lata. Na koniec kategorycznie żąda, żeby jego córka była miła, ładna, zadbana, a jednocześnie wykształcona, pracowita, bogata i zamężna. Żeby miała dużo dzieci, ale nigdy nie zachodziła w ciążę. Żeby traktowała rodziców jak przyjaciół i przestała im się ciągle sprzeciwiać.

Wiktorię odwiedza Ruda. Wiktoria zwierza się jej, że czuje się okropnie, nie pamięta skąd ma to dziecko, jeszcze nic nie osiągnęła, jest nikim, a jak może urodzić się ktoś z nikogo? Myślała kiedyś o tylu możliwościach, bo przecież można robić tyle rzeczy Wiktoria zaczyna rodzić, Ruda zabiera ją do szpitala.

Wiktoria na porodówce. Położna każe jej przeć, Wiktoria klnie i stwierdza, że nic z tego nie będzie. W końcu jednak słyszy, że urodziła chłopczyka.

Dorosły Wiktor upewnia się, że nie jest adoptowany, Wiktoria zapewnia go, że nie jest, dostała nawet za niego od państwa 1000 złotych, tłumaczy też, że jego ojciec zmarł przed jego urodzeniem.

Wiktor upewnia sam siebie, że nie jest tu przypadkiem. Jest pewien, że jego ojciec zginął bohatersko pod kołami ciężarówki ratując dziecko. W jego rodzinie wszyscy byli bohaterami: babcia walczyła z komunizmem, pradziadka zabili Niemcy. On jest Polakiem, to jego tożsamość, taki się urodził. Osobiście nie lubi mniejszości, uważa, że nie powinni tak ostentacyjnie chodzić po mieście. Jest przecież tolerancyjny, ale bez przesady - demokracja to rządy większości, a większość jest normalna. Imię ma po mamie, nie wie tylko dlaczego babcia tak kretyńsko nazwała córkę. Jest pewien, że nie urodził się przypadkiem, i to nie jest przypadek, że urodził się w Polsce. 7. Februar 2015 jeweils Di - Sa um 20 Uhr

Es spielen: Samantha Steppan, Christine Renhardt, Anna Nowak, Nika Brettschneider,

Regie: Christoph Prückner,   Licht und Ton: Andreas Zemann

 

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki