Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 25.07.2012 10.03
Zmarł Andrzej Łapicki

 

Wielki aktor, reżyser, pedagog

Nikt tak jak on nie "odczytał" dla

współczesnych hr. Fredry...

21 lipca 2012, w sobotę nad ranem w swoim domu w Warszawie w wieku niespełna 88 lat zmarł Andrzej Łapicki – jeden z najwybitniejszych polskich aktorów oraz reżyser, pedagog i polityk. Miał w swoim dorobku ponad 100 ról teatralnych oraz kilkadziesiąt telewizyjnych i filmowych.

- Aktorstwo nie jest zawodem dla mężczyzny, powtarzał w wielu wywiadach. To ciągłe udawanie... Są ludzie z odchyleniami, którzy lubią się przebierać do późnej starości. Człowieka w pełni władz umysłowych musi to znurzyć zwykle koło czterdziestki, kiedy robi się życiowe bilanse. Wtedy właśnie aktorzy stają się frustratami. A na zmianę jest już za późno, więc uciekają; Do reżyserii, polityki, pracy społecznej. Do kierowania własnym losem.

Urodził się 11 listopada 1924 roku, w Rydze. Podczas okupacji rozpoczął studia w tajnym Polskim Instytucie Sztuki Teatralnej. Dyplom uzyskał już po wojnie. Na scenie zadebiutował w 1945 roku w krakowskim teatrze im. Juliusza Słowackiego. Trzy lata później związał się z warszawskim zespołem Erwina Axera, u którego jako Fred w "Ladacznicy z zasadami" Jean-Paul'a Sartre'a odniósł swój pierwszy duży sukces.

Zadebiutował niewielką rolą w "Zakazanych piosenkach" w 1942 roku. W 1947 r. został lektorem Polskiej Kroniki Filmowej – zajmował się czytaniem tekstów do propagandowych kronik filmowych; z tej pracy zrezygnował w 1956 roku.

Wielu uważa, że urodził się pół wieku za późno. Ze swoją "inteligenckością" w wyglądzie i zachowaniu zupełnie nie pasował do bohaterów ludowych epoki PRL. W powojennej Polsce grał więc żigolaków, Anglików, oficerów SS. Po rolach amantów, które kreował lekko i rezonersko szalało za nim pół Polski. Oczywiście tej ładniejszej. Amanci w teatrze i filmie dawały Łapickiemu Złote Maski, zwycięstwa w plebiscytach popularności.

Wielokrotnie podkreślał, ze nie miał szczęścia do krytyki, bo zawsze robił minę człowieka, któremu się powodzi.

Jako szesnastolatek postanowiłem sobie: Nikt po mnie nie pozna, że coś się dzieje. U Londona, Conrada wyczytałem, że mężczyzna nigdy nie płacze. A u nas jest moda na jęczenie. Jak ktoś jest połamany, brudny, to wspaniale, Facet ogolony jest podejrzany. A jak jeszcze włoży krawat – to już zupełny banał. Potem wszędzie zrobiła sie moda na ludzi przeciętnych. Nawet film amerykański odszedł od Clarków Gable'ów. Tam też modne są jakieś straszne kurduple – Dustin Hoffman, Al Pacino. Zresztą wspaniali aktorzy – zwierzył się w rozmowie Barbarze Hollender. A patrząc na pokolenie polskich aktorów przełomu XX i XXI wieku dodawał ze smutkiem: Kto zechce zostać amantem, skoro z góry wie, że przylgnie do niego etykietka faceta płytkiego, głupiego i zakochanego w sobie.

Na szczęście z czasem krytyka potrafiła dostrzec w nim głębie i talent zarówno w teatrze, jak i filmie. Uznanie przyniosła mu rola Piotra w "Życiu raz jeszcze" Morgensterna, a przede wszystkim Pietuch w "Salcie" Konwickiego. Tu jak pisano zagrał wrak ludzki, człowieka przegranego, żałosnego, szarpanego pragnieniami. Jego bohater miał w sobie całe niedostosowanie pokolenia Kolumbów. To, które potem wniósł jako jedyny przedstawiciel okupacyjnego świata umarłych do kolejnego filmu Tadeusza Konwickiego "Jak daleko stąd, jak blisko". Z Konwickim, u którego zagrał potem niewielką rolę Cara w ekranizacji "Dziadów" miał szczególny rodzaj porozumienia. Przez lata, znali się i przyjaźnili. W kawiarni "Czytelnika" mieli swój legendarny stolik, przy którym codziennie spotykali się i dyskutowali w trójkę z Gustawem Holoubkiem. O ich intelektualnych dysputach krążyły legendy.

Podczas jednego ze spotkań przyznał: teraz granice między inteligencją, a aktorskim talentem trochę się pozacierały. Ale tak naprawdę wśród aktorskich sław wielu jest ludzi prymitywnych. Mastroianni rzadko był trzeźwy, miał poziom umysłowy ośmioletniego dziecka, a podziwia go cały świat.

Ważną kartę filmową zapisał Andrzej Łapicki w obrazach Andrzeja Wajdy. Był wręcz wymarzonym Poetą w "Weselu", Trawińskim w "Ziemi obiecanej" Afraniuszem w "Piłacie i innych", na motywach "Mistrza i Małgorzaty". We "Wszystko na sprzedaż" grał nawet porte parole reżysera.

Choć grywał w filmie Wajdy, Konwickiego, Petelskich, Hasa, Antczaka, Majewskiego, Zanussiego, czy Sass uważał, że prawdziwą jego domeną był teatr. Wychował wiele pokoleń młodzieży zarażając ich miłością do Fredry i Zapolskiej.

Dwukrotnie był rektorem stołecznej PWST (1981-1987, 1993-1996); przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Związku Artystów Scen Polskich (1989 - 1996), a w latach 1989-1991 był też posłem na Sejm z ramienia "Solidarności".

Uwielbiał kobiety i mógł liczyć na ich pełną wzajemność. Umiał zaskakiwać. Iść pod prąd. Kilka lat po tym, jak został wdowcem zdecydował się na powtórne małżeństwo. Wybranką została Kamila, oczywiście blondynka, świeżo upieczona absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej. Poznali się wtedy, kiedy ona zafascynowana legendarnym artystą postanowiła przeprowadzić z nim wywiad do miesięcznika Teatr, w którym rozpoczęła pracę. Po jakimś czasie media obiegła wiadomość, że wzięli ślub. Sensacją był fakt, że różnica wieku między obojgiem małżonków wynosiła 60 lat. Taki prezent Andrzej Łapicki zrobił sobie na 85 urodziny.

Co ciekawe, kilka lat wcześniej w rozmowie z Barbarą Hollender przyznał: Nie należę do tych aktorów, którzy pod koniec życia mówią, że jeszcze raz wybraliby ten sam zawód. Nie, nie wybrałbym aktorstwa po raz drugi.

autor: Jan Bończa-Szabłowski / PISF - Polski Instytut Sztuki Filmowej

 

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki