Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 11.07.2013 14.13
Piekło sierot. Polskie ofiary austriackich domów dziecka

 

 

 

 

autor: Bartosz T. Wieliński

Gazeta Wyborcza

Wśród dziesiątek tysięcy dzieci bitych i gwałconych przez wychowawców w austriackich domach dziecka byli też Polacy. To dzieci robotników przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych, którzy po wojnie nie wrócili do kraju.

            Ich rodziców Niemcy w latach 40. przywieźli do Austrii w bydlęcych wagonach i traktowali jak niewolników. Po wojnie dla austriackich urzędników nadal byli ludźmi drugiej kategorii. Odbierano im dzieci, bo uważano, że - tak jak samotne matki - nie nadawali się na pełnowartościowych rodziców. W ten sposób ich dzieci stawały się ofiarami wojny.

           Taki los spotkał Stefanię Żupańską, którą do sierocińca dla niemowląt w Wels pod Linzem przywieziono 15 maja 1947 r. Miała wówczas osiem miesięcy. Trzy lata później ten sam los spotkał Irmę Łukażewską. Bliźniaków Karla i Franza Mikszowskich do sierocińca zabrano 23 czerwca 1951 r., gdy mieli 10 dni.

          Ich nazwiska znalazłem na fragmencie listy przyjęć sierocińca w Wels. Wynika z niej, że w latach 1947-52 przewinęło się przez niego dziewięcioro dzieci oznaczonych jako "Pole", czyli Polacy. Braci Mikszowskich opisano zaś jako bezpaństwowców. Typowe polskie nazwiska nosi też kilkoro innych dzieci. Na liście natrafiłem również na dopiski "DP" - czyli "displaced person". Tak alianci określali więźniów i byłych robotników przymusowych, którzy po wojnie nie wrócili do kraju, oraz ich dzieci.

          Z Wels Polaków rozsyłano po innych placówkach. A tam czekało ich piekło,  o którym piszemy w dzisiejszym "Dużym Formacie" w reportażu "Jesteś nr. 71".

         W austriackich sierocińcach działy się dantejskie sceny. Wychowawcy (dawni naziści, a nawet członkowie SS) maltretowali wychowanków i wykorzys-tywali ich seksualnie. Dzieci zmuszano do niewolniczej pracy i przeprowadzano na nich pseudonaukowe eksperymenty, np. by poskromić krnąbrne, zarażano je malarią lub długo naświetlano promieniami rentgena. Liczba ofiar jest ogromna, bo - według historyków - od końca lat 40. do końca 80. przez austriackie sierocińce przewinęło się 100 tys. dzieci. Do tej pory o Polakach nie było jednak mowy.

            Listę odnalazł w archiwach Jenö Molnar, bohater mojego reportażu. Odebrany matce, w domu dziecka był bity i wykorzystywany seksualnie. Dwa lata temu pozwał Austrię do sądu i zażądał 1,6 mln euro odszkodowania za utracone dzieciństwo. Proces trwa.

            Sam w sierocińcu w Leonstein zaprzyjaźnił się z synem polskiego oficera. Po latach w archiwach odnalazł listy, które ojciec pisał do chłopca. Wychowawcy nigdy ich nie przekazali, dziecku wmówili, że jest sierotą.

         Również na liście dzieci z innego sierocińca - w Wegscheid na przedmieściach Linzu - wśród 3,3 tys. nazwisk znalazłem kilkoro dzieci urodzo-nych w Polsce. Jak Roman Sokolowski ze Szczecina, Dariusz Grochalski z Kra-kowa czy Katrin Jacyszyn, w przypadku której jako miejsce urodzin podano po prostu "Polen". Kilkanaście innych osób nosi polskie nazwiska, choć przyszły na świat w latach 40. i 50. w Austrii.

- W Wegscheid znajdował się jeden z najstraszliwszych sierocińców w całym kraju. Wychowawcy, głównie mężczyźni, znęcali się nad dziećmi. Polaków to nie ominęło - uważa prof. Michael John z uniwersytetu w Linzu, który bada mroczną przeszłość austriackich domów dziecka.

          W skali całej Austrii polskich dzieci mogło być kilkaset. - W Austrii osiedliły się tysiące Polaków, którzy nie wrócili po wojnie do ojczyzny. W tej sprawie trzeba przeprowadzić badania - mówi o dzieciach z Wels i Wegscheid prof. Bogusław Dybaś, historyk, szef stacji naukowej Polskiej Akademii Nauk w Wiedniu.

             Polaków pytałem władze landu Górna Austria, w którym znajdowały się obydwa sierocińce. - Do tej pory nie zgłosił się do nas żaden - mówi Harald Scheiblhofer, rzecznik wicepremiera landu Josefa Ackerla.

            Gdyby zgłosili się do władz landu, mogliby dostać co najmniej kilka tysięcy euro odszkodowania, tak jak 2,5 tys. austriackich ofiar sierocińców.

 Polakami w sierocińcach nikt się też jeszcze w Austrii nie zajmował.

 - My zajmiemy się tą sprawą - obiecuje jednak Romuald Szoka, zastępca ambasadora RP w Wiedniu.

 Pomoc deklaruje również polskie MSZ.

Upamiętnianie polskich dzieci zmarłych w sierocińcach na terenie Austrii

Prasa austriacka coraz częściej podnosi kwestie dramatycznych warunków, jakie panowały w austriackich sierocińcach w latach 40-tych oraz po II wojnie światowej.

 Pomija się przy tym kwestie narodowości umieszczanych tam dzieci. Tymczasem znajdowały się tam również, a w niektórych przypadkach przede wszystkim, dzieci odebrane cudzoziemskim robotnicom przymusowym, tak jak w  Spital am Pyhrn (Górna Austria). Warunki w tym miejscu były tak ciężkie, że śmiertelność wśród dzieci była bardzo wysoka.

 Z inicjatywy Stowarzyszenia Urodzonych w Niewoli Niemieckiej we Włocławku i przy aktywnym współdziałaniu Ambasady RP w Wiedniu trwały więc od 2011 r. starania o upamiętnienie tych dziecięcych ofiar.

 Z satysfakcją informujemy, że w efekcie ustalono, iż zostaną odsłonięte dwie tablice: polska (Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa) oraz austriacka (Rządu Górnej Austrii). Odsłonięcie planowane jest na jesień 2013 roku.

 Ambasada pozostaje w kontakcie z władzami Górnej Austrii w sprawie dalszego upamiętniania polskich ofiar II wojny światowej  na terenie tego kraju związkowego.

Redakcja pisma Polonii w Austrii JUPITER dziękuje konsulowi generalnemu, Panu Andrzejowi Kaczorowskiemu za zwrócenie uwagi na ten - jakże wstrząsający - artykuł.

 

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki