Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 23.03.2014 13.54
Szczątki "Parasola"

 

 

 

czyli polonijne "szmaticzku na paticzku"

- przedruk ze strony internetowej

I love Polen

za zgodą Redakcji

       Po ostatnim zjeździe ratowanego od wielu lat ruchu pod nazwa "Forum Polonii" nasuwa się szereg refleksji na temat fenomenu przetrwania przez prawie ćwierć wieku tego utopijnego zjawiska.

        Idea zjednoczenia ruchu polonijnego na terenie Austrii, sama w sobie szlachetna i zarazem praktyczna nie zdała egzaminu. Nie znana jest nam podobna tzw. organizacja dachowa o tak ogromnej rotacji stowarzyszeń i jednostek do niej należących, a jednak twór ciągle, choć w mocno ograniczonym składzie, istnieje nadal. Nie dość tego: rości sobie prawo do reprezentowania nas - austriackich Polaków - bez wyjątku wszystkich. Otóż tak nie jest.

        Forum Polonii (FP) reprezentuje tylko tych, którzy czasowo do niego należą. Czyli raz tych, raz innych, nigdy wszystkich razem. Są tacy, którzy już raz należeli do FP, zbuntowawszy się wystąpili i po pewnym czasie ponownie (z nieznanych bliżej powodów, bo statut nie zmieniał się przez lata) wstąpili. /mieli po prostu nadzieję na zapowiadane parokrotnie zmiany - przyp. Jupiter/

        To zjawisko nadawałoby się znakomicie do scenariusza filmowego dla słynnego reżysera westernów, Sergio Leone. Wszystko, co niezbędne dla akcji filmu miało miejsce w FP podczas zebrań i zjazdów, przynajmniej w latach 2009-2011 (potem, o ile nam wiadomo scenariusz nadawałby się bardziej do filmów gatunku "psycho-thriller").

         Drzwi, prawie jak w tawernie wahadłowe, ktoś wchodzi, ktoś z hukiem wylatuje, wrzaski, przekleństwa, o mały włos mordobicie (dzielna kobieta skoczyła rozdzielać i sama wyszła z siniakami), krzesło w czasie "akcji"  złamane, a barek czeka, tylko muzyki brak... Genialny mistrz kinematografii i tak znalazłby odpowiedni podkład, nam nie przychodzi nic do głowy, chyba że coś w rodzaju marsza żałobnego.

         Na podstawie kilkuletniej obserwacji uczestniczącej czynnej, a potem biernej pewna pani socjolog podjęła się społecznie trudu sporządzenia socjogramu i schematu interakcji zaistniałych w ostatnich latach działalności FP. Pracowała dzielnie, gwoli dewizie "sobie a potomstwu", ale zniechęcona zrezygnowała, gdy wyczerpała cale pudełko kredek (24 kolory) przeznaczonych do opracowania wektorów: kto, kto z kim, kiedy, dlaczego, "za a nawet przeciw", na zawsze, nigdy, reforma, beton, komuchy, otwarcie, zamkniecie, forsa, forsa, forsa... Oczywiście chodzi tu o działalność na niwie reprezentowania Polonii, a nie życie prywatne poddanych obserwacji jednostek, które pani socjolog w najmniejszym stopniu nie interesuje (do tego niezbędne są specjalne osobiste preferencje nie wymagające przygotowania zawodowego).

        Pani socjolog nie udało się, my za to pozwolimy sobie w tym miejscu na skromną analizę aktualnego oblicza FP, ukształtowanego po ostatnim zjeździe.

         Ongiś pewien starszy, przez wielu szanowany pan "Pyk-pyk Fajeczka" straszył nas ponurą wizją działania sił nieczystych sprzysiężonych przeciwko FP. Odnieśliśmy wrażenie, że organizacja ta, niezależnie od wiecznych wahań własnej integralności zarówno formalnej jak i merytorycznej przetrwać musi, bo jak kiedyś założono, rozwiązanie jej byłoby hańbą i porażką dla całej Polonii. Czarna ta wizja straszyła nas po nocach powodując zimne poty, budzenie się z okrzykiem "sen mara...!", zimny prysznic i zmianę bielizny. Ten sam jednak pan, zamiast stać się orędownikiem - tak jak obiecał - reform, okazał się wyjątkowo zachowawczy w okresie pełnienia funkcji wiceprezesa FP w r.2012 (usiłowano wówczas nagiąć statut do doraźnych potrzeb poszczególnych, już usadowionych w FP jednostek, celem usunięcia osób twórczych, myślących, pełnych zapału- zatem niewygodnych). Statut nagięto, czyli postąpiono niezgodnie z nim (nielegalnie) m. in. dzięki wzmożonej aktywności ówczesnej i zarazem obecnej p. prezes, nie cofającej się przed niczym, nie znającej znaczenia takich pojęć jak demokracja, tolerancja, nie mówiąc o kulturze osobistej i prawdomówności. Pani ta zresztą, pełniąca pierwotnie funkcję skarbnika FP, na jego walnym zjeździe w lutym 2011 dała "do wiwatu" ośmieszając się kompletnie, zarzuciła bowiem ówczesnej Komisji Rewizyjnej kłamstwo (sic!), gdyż ta ośmieliła się w swoim sprawozdaniu skrytykować formę współpracy zarówno ze skarbnikiem, jak i zarządem oraz jego wieloletnim, dziś honorowym prezesem (przyczyną było m. in. uniemożliwienie kontroli tzw. międzybilansu w terminach wyznaczanych przez Kom.Rew. - patrz "Męczennicy Parasola cz. IV- protokół KR). Ówczesny prezes (obecnie honorowy) podpuszczony przez skarbniczkę (obecna prezes FP) dostał "białej gorączki" z obawy, że gmach FP zawali się z tytułu braku ochotników w miejsce ustępującej KR. Nie bacząc na zaproszonych gości w szale pokreślił (czyt. sfałszował) legalny protokół KR i usiłował wymusić na niej akceptację czegoś nieczytelnego, co sam pod dyktando skarbniczki na protokole nabazgrał. Jaki to był widok, jakie przeżycie! Potem usiłowano zmusić członków KR do chociaż zmiany przyczyn jej dymisji na "ze względu na zły stan zdrowia, brak czasu..." wszystko jedno, byle nie ten autentyczny protokół. Dość rezolutna ówczesna przewodnicząca KR oświadczyła, że gdzieś usłyszała, iż lepiej zapobiegać, niż leczyć zatem KR pozostając przy protokole zrezygnowała w trybie natychmiastowym z dalszej współpracy z zarządem FP. Jak się okazało, także ze względów profilaktyczno-zdrowotnych słusznie, gdyż od tego czasu nocne zmory i wszystkie inne im towarzyszące zjawiska jako efekt czarnych wizji pana "Pyk-pyk Fajeczka" zniknęły jak ręką odjął.

        Historię tamtego burzliwego okresu mamy w pełni udokumentowaną, byłoby o czym pisać, ale dziś już wyłącznie w formie kabaretowej.

          Obecne realia za to nie są ani kabaretem, ani nawet jego mierną i żałosną namiastką. Biorąc pod uwagę fakt przeprowadzenia nowych "wyborów" Jedynej Reprezentacji Polonii Austriackiej (FP), każdemu demokratycznymi kategoriami myślącemu człowiekowi nasuwa się pytanie (przypominamy - z greckiego: demos = lud, kratos = władza, siła, zatem demokracja = władza ludu), dlaczego z tego rzekomo ogólnopolonijnego ruchu (jest nas w Austrii ponad 40 tys.) wyłoniony został tylko jeden jedyny kandydat na prezesa??? To przecież już nie "beton komunistyczny" (najgłośniej w FP krzyczą przeciwko niemu ci, którzy mu właśnie coś do zawdzięczania mają), ale najgorsza dyktatura na wzór Korei Północnej, tylko armii brak. I chyba jej nie będzie, ponieważ coraz więcej organizacji ucieka gdzie "pieprz rośnie" od intryg, wrzasków, obgadywań, zamkniętej "polityki personalnej" (np. kogo "ujaić" na początku, kogo później, komu dać publiczną naganę, kogo "kopnąć w tyłek", kogo obszczekać na zewnątrz, komu parę groszy z puli MSZ i MA7 dać, albo nie, kogo odznaczyć itp. itd.

               Ordery, Krzyże i inne polonijne odznaczenia tracą na wartości poprzez pochopne ich przyznawanie osobom, które nie tylko na nie nie zasłużyły, ale po kumotersku zostały przez kogoś zaopiniowane i przez Kapitułę, nieświadomą rzeczywistości, zaakceptowane. Ostatnim przykładem jest przyznanie odznaczenia przez Wspólnotę Polską obecnej prezes FP za rzekomy wkład w integrację Polonii austriackiej. /To jawna kpina z Polonii w Austrii - przyp. Jupitera/. My proponujemy powołanie Kapituły Orderu Spiżowego Ozora za dezintegrację Polonii i wyjdzie na jedno. Byle były kobiety (chłopaki), wino i śpiew. A kto to wręczy i gdzie, to naprawdę mało istotne. Byle było. I już.

              Innym specyficznym zjawiskiem w FP jest powrót tzw. marnotrawnych na łono macierzy. W roku 2009 świeżo założona organizacja "Pomoc" przystąpiła do FP z utajnionym zamiarem udziału w procesie rozwalania "betonu" i wpakowania się na zwolnione stołki. Pucz się nie udał, "Pomoc" z hukiem wystąpiła z FP wraz ze swoimi trzema delegatami, w tym z byłym skarbnikiem FP, który również przez cały okres swojej kadencji celowo nie udostępnił ksiąg rachunkowych do kontroli Komisji Rewizyjnej. Dziś taka "Pomoc" (note bene nie posiadająca ani własnej siedziby, ani stronny internetowej, bez udokumentowanej działalności w międzyczasie) wstępuje ponownie do FP i zostaje przyjęta z otwartymi ramionami. Mało, małżeństwo prowadzące tą organizację (składającą się z 3-4 osób: żona: prezes, mąż: sekretarz) otrzymuje natychmiast funkcje w zarządzie FP ( mąż: członek zarządu, żona: członek komisji rewizyjnej). Jak ta kontrola ma wyglądać? Przecież dobra żona nie sprawdza mężowi ani kieszeni, ani skarpetek chyba, że w czasie prania coś z nich niechcący wypadnie. Ale to też dobra żona raczej ukryje. Na marginesie: "Pomoc" kwestowała w swoim czasie puszką na rzecz polskich powodzian w ówczesnym, jako biuro podnajętym od pewnej austriackiej organizacji, lokalu, powołując się kłamliwie na pełnomocnictwo ambasady RP w Wiedniu; dobrzy ludzie wrzucali z nadzieją niesienia prawdziwej pomocy potrzebującym, ale jak dotąd - puszkę wcięło! Nikt nie wie, gdzie ona, ile było, czy ktoś coś z tego miał. Ot, misterium, siły nieczyste, jakby powiedział pan"Pyk-pyk Fajeczka".

           O niedoborach personalnych w jedynej "dachowej" organizacji polonijnej świadczy fakt, iż były wieloletni, potem mocno "naciągany" (powiedziałabym: kontestowany - przyp. Jupiter) honorowy prezes, zastrzegający się, że z FP nie ma nic do czynienia, na ostatnim zjedzie FP przyjął niespodziewanie funkcję w komisji rewizyjnej, czyli tej, którą, jako organ kontrolny, sam niszczył, poniewierał, brał czynny udział w utajnianiu finansów. Mimo to zasiadł tam znowu, jeśli nie na fotelu, to na stołku: porządkując inwentarz meblowy FP w/g skali wielkości i stopnia twardości (niektóre krzesła łamały się same) stwierdzamy: najpierw fotel, potem stołek, taboret, zydel i na końcu stolec, który zbyt długo okupowany stanowi niebezpieczeństwo obstrukcji, ta zaś nie leczona grozi kolką lub zatruciem organizmu, a szkoda pięknych lat, gdy siedemdzesiątka na karku.

           Mamy zatem mniej więcej szkic obrazu "naszej" uzurpatorskiej reprezentacji: żona kontroluje męża, koleś swoją protegowaną, prezes (oboje mają mandaty z tej samej organizacji), słowem wszystko gra, gorzej być nie może.

           Nie ma zatem wymarzonego "Domu Polskiego", są tylko dwa pokoje z kuchnią i łazienką zarezerwowane dla wybranych i oddanych na najbliższe dwa lata.

           Tak się dzieje, gdy dyletanckim dłoniom powierza się finanse publiczne, zaprasza na "salony", odznacza, klepie po plecach, popiera tworzenie nowych struktur państwa w państwie, jakby broniło się pogańskiego bożka, bo ten – obrażony - z zemsty przerodzi się w "siną głowę na pajęczych nogach" i będzie straszył nieposłusznych po nocach.

           My w każdym bądź razie, w ramach działań prewencyjnych, gotowi jesteśmy sprezentować nowemu zarządowi FP worek suchego grochu i dwa łokcie płótna lnianego nie czesanego, aby w ramach udzielonej nagany nieposłusznym osobnikom kazać szyć woreczki grochem później napełnione, zaś recydywistom kazać klęczeć na nich od południa do północy o suchym chlebie i wodzie, najlepiej w miejscu publicznym. Zapis taki radzimy wprowadzić do statutu, przynajmniej wewnętrznego, zaś tym, którzy odważą się jeszcze zapukać do drzwi "Forum", zawachlować nim natychmiast dla ostrzeżenia przed nosem, ale tak, aby dokładnie nie widzieli, a podpisali. Nadal zastraszać, sądami grozić, sabotować, pomawiać, obmawiać, słowem, wychowywać całą zgraję polonijnych głąbów na zasadach zawartych w "Poemacie pedagogicznym" Makarenki (zawsze aktualny).

            My w każdym razie należymy do innego "demos", te metody nas nie dotyczą, te zasady są nam obce, zatem śpimy spokojnie pozostając niezmiennie otwartymi na wszelką konstruktywną i szczerą dyskusję na tematy polonijne.

        Życząc zarządowi opamiętania zapytujemy, czy ten worek z grochem byłby aktualny? Do końca miesiąca mamy okazje dokonania zakupu za pół ceny u kumpla na Victor-Adler Markt w dziesiątej dzielnicy Wiednia.

 E.M-O

 

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki