Wstyd się trochę przyznać, ale w przypadku madame Jantar niewiele potrzebuję, „żeby szczęśliwym być” i odlecieć w przestworza. Ta wyszkolona dzięki starszemu rodzeństwu na okrągło słuchającemu muzyki umiejętność potwierdziła się również na niedzielnym koncercie, za którego zorganizowanie kłaniam się niziutko przed Kongresem Polskich Kobiet w Austrii, a w szczególności Martą Kotyzą-Krawczyk. Dla mnie na przykład „Staruszek świat” nie musiał się nawet werbalnie zacząć: świetna skądinąd Dominika Chruściel nie zdążyła się nawet poskarżyć na zalatany świat siedemdziesiątych lat, a ja już przy trzysylabowym chórku „na-na-na” miałem ciary na plecach. A gęsia skórka to według mego skromnego teatrologicznego zdania to najlepszy dowód na to, że dane nam jest obcować z czymś wielkim.
Ten koncert był dla mnie ważny również z innego powodu. Piosenki Jantarki miały w Ateliertheater wykonać Halina Graser, Kamila Płoszajska i Agnieszka Malek – gwiazdy popularnego polonijnego teatru Magdaleny Marszałkowskiej. Graser – swego rodzaju nestorka tej sceny – święciła dotąd sukcesy głównie w komediach jako silna matrona-tyran, a intuicja podpowiadała mi, że dziś w jakimś lirycznym utworze zademonstruje nieznane jeszcze wiedeńskiej publiczności zakamarki. No i cholernie cieszyłem się, że nareszcie posłucham Ewy Paprotnej, o której tyle mi naopowiadano.
Z pokaźnego repertuaru „bursztynowej dziewczyny” (około 150 tytułów) nad Dunajem zaprezentowano szesnaście piosenek, wiernie odzwierciedlających stylistyczne bogactwo Jantarowego kontynentu. Od lirycznego debiutu aż po dyskotekowe rytmy typu „Wielka dama znów tańczy sama”. Gołym okiem namierzalne było zadowolenie polskich wiedeńczyków, którzy spontanicznie skandując w rytm wykonywanej piosenki aż nazbyt chętnie wtórowali artystom.
Moją osobistą faworytką została nieznana mi przed przyjściem do Ateliertheater piosenka, którą od teraz będę nazywał „W mokrym płaszczu zapomnienia”. Wiem. Jasne, że już teraz wiem: oficjalny tytuł debiutanckiego songu Jantar brzmi „W płaszczu z mżawki i zadumy”. I co ciekawe – muzykę napisała sama wokalistka, a tekst jej brat – obecny z nami na koncercie Roman Szmeterling. Czemu akurat ten utwór, który na widowni wcale nie wywołał specjalnej euforii? Paprotna niezwykle starannie wystudiowała nastrojowość tego wiersza, rzeźbiąc go niemal do poziomu Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Nic dziwnego, że kiedy już po zakończeniu imprezy wyjdę na przeuroczą Burggasse, Ewa Paprotna „w mokrym płaszczu zapomnienia” wiernie mi będzie towarzyszyć w drodze do domu.
A nasza ulubienica Graser, pytacie. Hmm, zakamarków, na które czekałem, wszystkich jeszcze nie otworzyła, ale przyjemnością było posłuchać, z jaką brawurą w służbie Annie Jantar eksperymentowała ze swoim głosem. Agnieszka Malek z kolei najmocniej wypadła, wyznając, że to, co ma, to „Radość najpiękniejszych lat”. Dała tu tyle czadu, że … Jak się słucha nagrań Jantar, słychać wyraźnie, że te utwory pisane były na jej głos, że tam się wszystko zgadza. I dokładnie takie samo wrażenie odniosłem w dwunastej piosence wieczoru, jak gdyby Kukulski, Kondratowicz i Jagielski napisali ją dla Agnieszki Malek!
Na opublikowanych wcześniej na facebooku zdjęciach z prób obecny jest również Jakub Piwowarczyk – pamiętny odtwórca Wolfganga w „Cichej nocy” Marszałkowskiej. Super, myślałem sobie, czyli będą też duety. Wszyscy pamiętamy przecież, jak Jantarka śpiewała razem z Bogusławem Mecem albo Zbigniewem Hołdysem. Szkoda wielka, że Piwowarczyk ostatecznie nie wziął udziału w imprezie, ale organizatorki postarały się o równie ciekawe (męskie) niespodzianki. Cholernie gorąco został przyjęty Austriak Bernhard Rabitsch, który po angielsku wykonał dwa utwory Jantar. I nie mniej cholernie gorąco wiwatowaliśmy Piotra Kuźniaka („Trubadurzy”). Jego piękny głos w duecie z „Aniołkiem”, jak mówiły siedzące za mną panie, Kamilą Płoszajską („Ktoś między nami”) to była prawdziwa uczta, a przy okazji nie dało się nie zauważyć, że na widowni zebrała się pokaźna gromada fanów Płoszajskiej.
Z recenzenckiego punktu widzenia wspomnieć muszę o brakującym dramaturgicznym koncepcie imprezy, który przyciął jej nieco artystyczne skrzydła. Już sam fakt, że dwie wokalistki (Graser i Malek) prowadziły również konferansjerkę pomiędzy każdą następną piosenką, na niewielkiej scenie, gdzie naprawdę niełatwo było się przecisnąć, burzył trochę artystyczne wrażenia. A czy świętowanie Jantar w ogóle potrzebuje tylu przerywników? Tu wystarczą dobre głosy, a takie w wiedeńskim Ateliertheater udało się zebrać. Drażnił mnie też układ wieczoru: przeplatanie liryki ostrzejszymi przebojami, by znów wrócić do cichych nastrojów, a potem jeszcze raz rytmy disco. Jeszcze lepszym środkiem na porwanie publiczności byłaby pewnie dramaturgia Ravelowskiego „Bolera”: od budzącej się ciszy przy powolnym przyspieszeniu, aż po dionizyjski odlot. Owszem, ten wieczór powinnien był otworzyć „mokry płaszcz zapomnienia” Ewy Paprotnej. A potem sukcesywnie moglibyśmy przesuwać się na dyskotekowy parkiet, w kierunku tańczącej solo wielkiej damy.
Jak słusznie ktoś napisał na facebooku, odkryciem wieczoru okazała się Dominika Chruściel, piękny głos z rodziny „bursztynowych”, piękna kobieta, poniekąd reinkarnacja Anny Jantar i mądrą decyzją było, że to jej dostał się najmocniejszy hit „Nic nie może wiecznie trwać”. Temperatura na widowni szła w górę, a na deser dostaliśmy wspólnie odśpiewane „Tyle słońca w całym mieście”. Publiczność była więcej niż zadowolona, ale można było z niej wykrzesać jeszcze więcej czadu. Finał mógł być jedną wielką dyskoteką spraw ostatecznych, gdzie nic nie może wiecznie trwać. Wystarczyłoby, gdyby wodzirej zszedł ze sceny, a wszyscy byśmy padli w płomienie. Pewien jestem, że Dominika Chruściel ma w kieszeni dyplom takiego wodzireja.
P.S. 1
Szkoda, że nie wynaleziono jeszcze aparatu, który wymierzyłby powierzchnię gęsich skórek wywołanych na widowni w ten wieczór.
P.S. 2
W przerwach od pisania tej recenzji, kiedy na przykład musiałem wyjść z psem, Agnieszka Malek uparcie i nieustannie wciąż się ze mną dzieliła w Augartenie swoją „radością najpiękniejszych lat”.
Kuba Dalecki
Ewa Paprotna
Dominika Chruściel