sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona główna > Literatura > PRZYJACIEL LUDZI. Felieton nr 6 BEATY DŻON-OZIMEK

PRZYJACIEL LUDZI. Felieton nr 6 BEATY DŻON-OZIMEK

Opole, miasto, w którym spędzam ostatnio część życia, obchodzi 800-lecie. Nie bywam na imprezach typu jarmarki czy inne stragany, choć pewnie pyszne rzeczy tam bywają i właściwie tego jubileuszu nie zauważam. Kiedy czasem dotrę do centrum – czytaj – Rynek, czasem coś mnie zaskoczy. Ano piękna, pewnie nieproporcjonalnie droga, bo o tym się onegdaj mówiło, ale wreszcie ozdoba miasta. Wiedeń, Berlin nie mają zdobnych końskich poideł, a Brema, Gdańsk mają, i teraz ma Opole. Już na przełomie XIX i XX wieku miało takie, teraz w nieco innej formie i w innym miejscu, ale jest.

Opolskie nowe wykwintne poidło stanęło na deptaku pod ratuszem, jest śliczne (Polska wstaje z ruinJ, planowano ją co najmniej 10, 12 lat temu (w czasach Polski w ruinie), no i jest teraz.

Z poidełkiem dla ptasząt, dla koni (ani jednego nima w Opolu, czasem 11.11. przejadą ułani czy inni żołnierze wierzchem) no i dla psiaków, każde na swojej wysokości. Naprawdę udany wydatek moich pieniędzy. Ulubione nowe tło do robienia zdjęć w Opolu.

Ech, ale na rynku, w rynku jak kto woli, spotkać można legendę polskiej kinematografii, operatora m.in. K. Kieślowskiego, pana Sławomira Idziaka. Ze swoim stowarzyszeniem wziął udział w konkursie i otrzymał finansowanie na świetny projekt: portret Opolan własny, czyli film powstały z miniportretów ludzi, którzy dzielą się swoimi historiami. Na 800-lecie. Ale zasada jest taka – jest zdjęcie w komórce, jest opowieść. Przepytali z ekipą około 1000 ludzi…

To miasto, zatęchły zakątek, zaczyna się wietrzyć, oddychać jakimś innym powietrzem, przyjeżdżają tu ludzie skądś i widzą je i ludzi inaczej, i to fascynujące. Bo Opolanie chyba rzygają, przepraszam, skojarzeniami z opolskim festiwalem piosenki, zwłaszcza po wersji Kurskiego i Pietrzaka. Nie umiem tu zapuścić małego korzonka, ale próbuję nie być wredna. Próbuję widzieć oczami mojej Mamy to miasto, a mieszka w Tarnowie: „ile tu się dzieje w Opolu”, „ciągle coś o Opolu słyszę!”, i to nie tylko za sprawą Patryka Jakiego, chwała bogom. Nawet śp. Krzysztof Krauze miał dziś w Opolu zmartwychwstać i przybyć na dyskusję o swoim i żony, Joanny Kos-Krauze, filmie „Ptaki śpiewają w Kigali”. Lokalna gazeta NTO zapowiedziała tę dyskusję. A zmarł pan Krauze w 2014, ale co Opole, to Opole… Dobra, ale pewne rzeczy wypada wiedzieć, kiedy się o nich pisze.

Są tu świetne kobiety, pracują w miejskich instytucjach, organizacjach, są życzliwe, otwarte. Jest Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej ze świetnym dyrektorem (a mogę być germanofilką, obok filosemitki, proszę uprzejmie!), który organizuje fantastyczne debaty polsko-niemieckie za niemieckie pieniądze Fundacji F. Eberta, ostatnio o kobietach w polityce. Są tu młode lesbijki i geje, i przestają się bać outingu, czyli przyznania się publicznie do swojej orientacji seksualnej (zawsze wszędzie są, ale przestają się ukrywać, i to o czymś świadczy). Wspaniała wrażliwa młodzież, obecna obok starszych na Czarnym Proteście 3 października, a potem na debacie. Są w Opolu mądre, cierpliwe, zakochane w książkach bibliotekarki, które trudzą się, by zorganizować Tydzień Książek Zakazanych i skuć symbolicznymi papierowymi łańcuchami dziesiątki książek m.in. Miłosza, Galileusza, Darwina; Biblię, Koran; Sołżenicyna, Lolitę, Czerwonego Kapturka, Szatańskie wersety, i z powrotem postawić je na półkach. Tak sobie widzę prezydenta miasta, dyrektorów szkół, nauczycieli, księży, którzy mówią: Wolność książkom, dość palenia (nawet tego symbolicznego) książek i dorobku myśli!  Oczywiście widzę oczami wyobraźni, bo tylko czytelnicy byli i bibliotekarki… Wiemy o tym, że cenzura jest. Dotyczy np. pozycji śląskich, jak usłyszałam od śląskiego wydawcy.

Opole mi się coraz bardziej podoba, ale – ludźmi. Spotkałam się z pierwszym autochtonem po wojnie, który studiował polonistykę, a chwalił się nim sam min. Cyrankiewicz w 1951. Prof. Heinz Kneip, przyjaciel Tadeusza Różewicza, tłumacz polskich piłkarzy w 1972 i 1974 na mistrzostwach i olimpiadzie w Niemczech przyjechał na kilka dni do swojego „heimatu”, lokalnej ojczyzny, do Leśnicy (miasto też kończy 800 lat). Ale nie przyjechał do miasteczka, tylko do ludzi. Bo ludzie tworzą miejsce. Widziałam, jak go tam kochają.

Jeśli tęsknię, to do ludzi. Jesień, zima, czas na spotkania, rozmowy. Bądźmy bliżej siebie, pomimo polityki. Tak jak była blisko pana Stasia Konarskiego grupka młodych, jego uczniów na lekcjach człowieczeństwa. Wezwali świat na pomoc dla swojego mentora, pana Stasia-pomagacza z Kuniowa, który kupował, pożyczał, załatwiał, organizował pomoc dla chorych, bezdomnych, biednych, a nagle sam potrzebuje pomocy.

Jakaś nostalgia, leje za oknami. W Szczecinie jest największy w Europie cmentarz, przy ul. Ku Słońcu. Jeden z nagrobków nosi słowa: „Przyjaciel ludzi”. Piękne.

Beata Dżon Ozimek