sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona główna > Muzyka > KOLOROWE “POLSKIE WESELE” NA SCENIE W GRAZU

KOLOROWE “POLSKIE WESELE” NA SCENIE W GRAZU

Każde wesele jest kolorowe. Ale to wesele jest bardziej kolorowe niż roztrzaskany kalejdoskop, kilka tęcz naraz lub fotografie w damskich periodykach mody. Twórca kostiumów oraz zarządzający światłem radzą widzom (w wydrukowanym programie) siedzieć w okularach słonecznych w sali. Mają rację. Siedzę bez okularów w przepięknej i przepełnionej sali Opery w Grazu mrugając oczyma: na scenie feeria kostiumów, butów, pończoch, spódniczek, warkoczy i szarf opasujących arystokratów. Nawet chłopi i ich żony są zbyt barwni. Nie mówię o scenografii. Tu króluje kolor na całego: olbrzymi kosz z kokardami wielkości kilku pięter dominuje, rozsypując dary jak z rogu Pomony na wszystkie strony sceny, po cudownie barwnych schodach. Na nich stoją protagoniści i śpiewają wspaniałe arie.

Jestem widzem operetki „Die Polnische Hochzeit”, czyli „Polskie Wesele” w stolicy Styrii. Wystawiono ją z rozmachem, którego się domagała. Muzykę napisał Joseph Beer. Premiera odbyła się w 1938 roku w dalekim Zurychu, w Szwajcarii. Ta data jak kotwica wskazuje los kompozytora –  był Polakiem żydowskiego pochodzenia. Urodził się blisko Lwowa, w Gródku Jagiellońskim – teraz to Horodok na Ukrainie. Mieszkał z żoną i dwiema córkami w luksusie  Wiednia i w 1938 musiał uciekać z Austrii, zajętej przez administrację hitlerowską.

Sama operetka zaczyna się nader poważnie i groźnie. Zaskoczenie. W prologu-preludium oglądamy tajemną noc na przejściu granicznym. Bolesław chce się przemycić (udaje mu się ta akcja!) z Rosji do Austrii, aby poślubić ukochaną Jadzię. Pierwsza sekwencja na scenie to olbrzymi drut kolczasty wiszący nad głowami, strażnik dokładnie kontrolujący paszporty, świecąc latarką w oczy chętnym do przekroczenia granicy. Czujemy: to aluzja do aktualnego problemu uchodźców, wiecznego problemu tułaczy…

A potem są perypetie, kończące się niespodzianie happy-endem. Żartuję. Jak w każdej komedii, miły finał był do przewidzenia. W sumie akcja jest płytka i bajkowa jak kostiumy. Te są skrzyżowaniem operetkowych węgierskich mundurów z błyszczącymi lampasami na salonach bogatego mieszczaństwa. Na scenie wszystko błyszczy: buty, peruki, suknie, dekolty, fraki, maski, nawet chłopskie giezła i gorsety, oplecione buchającym światłem reflektorów i wstążkami lejącymi się z wielopiętrowego kosza.   Na tę inscenizację wydano mnóstwo pieniędzy, aby olśnić widzów. Większość z nich naturalnie to docenia.

Jest pewna postać na scenie, godna wyróżnienia. To energiczna Zuzia, pragnąca dokonać uzdrowienia gospodarki podupadłego barona Ogińskiego. Zuzia jest uwodzicielskim kociakiem, pewna swego kobiecego czaru. To pomaga jej w sanacji ekonomicznej gospodarki majątku. Wspominam ten motyw, gdyż występuje on w innej operetce, też nieznanej w Polsce. To „Polenblut”, czyli „Polska krew”. Muzykę skomponował Oskar Nedbal a premiera jej odbyła się w Wiedniu w 1913 roku. Tam też występuje szlachcic (Bolesław Barański), fatalnie gospodarzący i ratowany dramatycznie przez energiczną damę. Podwójny triumf pań! Zatem mamy paralele: w „Polskim weselu” również występuje motyw gospodarki na polskich ziemiach. Była ona krytykowana, ba, by nie powiedzieć, wyśmiewana bardzo w XIX wieku przez kanclerza Otto von Bismarcka. Ukuł on słynne ironiczne i nader negatywne powiedzenie „die polnische Wirtschaft” na walącą się, zrujnowaną gospodarkę w ogóle.

W „Polskim weselu” przeważają elementy komediowe oraz – co jest logiczne w tym gatunku muzycznym – piękne, romantyczne melodie, arie i recytatywy. To jest budulec sukcesu tego przedstawienia: zdyscyplinowana orkiestra, świetnie wykonywane arie, doskonały ensemble baletowy oraz zupełnie dobrze radzący sobie chór. Sama muzyka jest bardzo eklektyczna: mamy tu wachlarz formalny od krakowiaka i mazurka (czerpanie z polskiego folkloru) do amerykańskiego musicalu (już wtedy operetka musiała się bronić przed nadchodzącymi modnymi formami rozrywki!) poprzez klasyczne duety zaczerpnięte z zasobów operetki wiedeńskiej.

Lista bohaterów jest proweniencji polskiej: Ogiński, Jadzia, Staszek Zagórski, Kazimierz, Wacek, porucznik Aleksandrowicz oraz Mazurkiewicz. Arie chwytają za serce: „Jeszcze Polska nie zginęła” (ale to nie hymn!), „Serce przy sercu”, „Polsko, moja ojczyzno” czy „W ojczyźnie kwitną róże”. Oczywiście pięknych arii jest więcej. Skomponowane do niemieckiego libretta, zatem obce w polskiej literaturze muzycznej.

Na koniec muszę się wstawić za kompozytorem, który zmarł w 1987 roku w Nicei. On niechybnie dostałby ataku serca, gdyby zobaczył zespół baletowy oraz chór przebrany za figurki „Duplo”. Tak. Panie i panowie śpiewają i tańczą odziani w jakby plastikowe kostiumy, kojarzące się od pierwszych minut z kolorowymi „człowieczkami” firmy Duplo. Domyślam się, iż jest to ze strony reżysera przypomnienie „Oglądacie bajkę a nie odzwierciedlenie historycznej obiektywnej rzeczywistości!”, ale bez tego pomysłu może ta operetka nabrałaby nieco bardziej intelektualnych barw?

Wiesław PIECHOCKI, Graz, luty 2019