Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 29.02.2016 22.44
Międzynarodowy Festiwal Filmowy ZOOM – ZBLIŻENIA

 

 

 

 

 

 

Jelenia Góra

16 do 21 lutego 16 do 21 lutego 2016

zdjęcia: Jacek Jaśko

Międzynarodowy Festiwal Filmowy ZOOM – ZBLIŻENIA w Jeleniej Górze to jedno z największych wydarzeń kulturalnych na Dolnym Śląsku, ale i na mapie filmowej Polski.

19. edycja tego wydarzenia trwała od 16 do 21 lutego. Bogaty, nie tylko filmowy program, cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem nie tylko widowni, ale i twórców kina niezależnego z niemal całego świata.

Ponad 2.800 filmów zgłoszonych do festiwalowych konkursów to rekord w skali całego kraju. Po ostrej selekcji do konkursu głównego i konkursu video-art zostało zakwalifikowanychponad 150 filmów..

Międzynarodowy Festiwal Filmowy ZOOM Zbliżenia w Jeleniej Górze został uroczyście otwarty w Teatrze im. C.K. Norwida. Przyznaję, że nieco inaczej niż zwykle. Zjawiskowo, w punktowym świetle, w połyskliwej czerni pojawiła się na scenie dyrektorka festiwalu, Sylwia Motyl-Cinkowska; przez widownię przeszedł szmer, atmosfera się zagęściła, jak przed wyczekiwanym przedstawieniem w dobrym broadwayowskim teatrze. W tej scenie otwarcia pojawił się drugi aktor, Prezydent Jeleniej Góry, Marcin Zawiła. Tak oto dokonały się oficjalne części spektaklu, by przejść do tej najsmakowitszej: koncertu Mietka Szcześniaka i jego zespołu.

„Songs from Yesterday”, piosenki z wczoraj to najnowszy projekt Szcześniaka i Krzysztofa Herdzina, płyta wydana kilka miesięcy temu. Amerykańskie klasyki, jak Wonderful World Louisa Amstronga czy Imagine Johna Lennona; This is not America Davida Bowiego, który okazuje się być hołdem złożonym niedawno zmarłemu artyście, choć podczas prac nad płytą artyści nie mogli wiedzieć, że Bowiego wkrótce zabraknie. Aranżacje jazzowe, bluesowe, „nieznaczne”, jak ujął to Szcześniak, są hołdem muzyków dla tych „którzy nauczyli ich doświadczać”, a doświadczane tak, jak „by były napisane dla nas”. Mietek Szcześniak ze swoim wspaniałym trio (bez K. Herdzina, który z przyczyn zdrowotnych nie mógł zagrać) zaprosił nas w intymną podróż, w przeżywanie, w osobiste pogaduszki bez zbędnego dystansu, aż chciało się przytulnego klubu, papierosowego dymu i leniwego trwania w tej podróży muzycznej. Czasem rzeczywistość zaskrzypiała: to krzesła teatralnej widowni, ale to zdaje się, niedługo się zmieni. Songs from Yesterday są wciąż piosenkami z dzisiaj…

Relację zaczęłam od końca pierwszego dnia i uroczystego otwarcia, ale kinomanom nie są potrzebne „oficjałki”. Oni po prostu tłumnie wędrują do Kina Lot, wypełniają je i czekają na spotkania... Najpierw spotkali „Czerwonego Pająka”, debiut fabularny Marcina Koszałki, świetnego dokumentalisty. Historia mrocznych seryjnych zabójców z czasów PRL-u, legendy, fakty, fikcja; scena wykonania wyroku śmierci na skazanym udana, bo po Krótkim filmie o zabijaniu K. Kieślowskiego trudno się na nią filmowo odważyć. Spotkanie mroczne, intrygujące, a przy okazji Kraków, jakiego już nie ma.

I Moje córki krowy Kingi Dębskiej, przy jeszcze pełniejszym kinie, wypełnionym dosłownie do ostatniego miejsca. Film przyjęty bardzo ciepło, inaczej być nie może, bo to bliska, ludzka historia z ostatecznymi rozwiązaniami, ale opowiedziana z ciepłym humorem, a każda postać - wypełniona mistrzowsko. Wreszcie największy prezent dla kinomanów, czyli możliwość spotkania z twórcą. Łukasz Maciejewski poprowadził spotkanie z Gabrielą Muskałą,

znakomitą, wszechstronną aktorką, jedną z filmowych sióstr i głównych bohaterek zarazem. Ci, którzy byli i porozmawiali z panią Gabrielą wiedzą już, że jest również dramatopisarką, przygotowuje własny film dokumentalny, pracuje ze studentami i że pisze od lat dzienniki. I to, że nie mogła czerpać z własnych doświadczeń w pracy nad Moimi córkami krowami, podobnie zresztą jak grająca starszą siostrę Agata Kulesza, bo obie mają w rzeczywistości fantastyczne relacje ze swoimi siostrami.

Minął dzień trzeci festiwalowych przeżyć i spotkań, 19. ZOOM-owych Zbliżeń.

Dominowało kino w wielu odsłonach: rozpoczął się właśnie konkurs filmów z całego świata, prezentowany do późnego popołudnia w czterech blokach konkursowych. Obecność dla tych, którzy akurat mają wolne, powinna być w Kinie Lot obowiązkowa, bo kino to różnorodne w pochodzeniu, od USA, Australii po Malezję, Hiszpanię czy Niemcy i Polskę, Iran. I jeśli komuś nie chce się po świecie jeździć, by spotkać nieznanych, rozmawiać z „innymi” od siebie ludźmi, niechże zobaczy, posłucha, że wszyscy tak naprawdę interesujemy się tym samym, mamy podobne tęsknoty, przeżycia, choć inaczej o nich opowiadamy. Twórcy opowiadają o świecie, komentują go także w formie filmów animowanych, w których tylko fantazja może być ograniczeniem. I w formie video-artu, czyli produkcji artystycznych pewnie już nie dla wszystkich, bo zapewne odbiór wymaga większego przygotowania, ale warto zaglądać do BWA, by z wyzwaniem artystycznych filmowych wizji się zmierzyć. Te właśnie możliwości daje festiwal ZOOM, który np. ma w Iranie, jak mówi jeden z twórców i gości festiwalowych, Nima Majlesi z Teheranu, wysoką markę pośród dokumentalistów. Widać to również po obecności tejże niezależnej kinematografii  w konkursie.

Ulubioną i wyczekiwaną częścią każdego dnia konkursowych pokazów są omówienia filmów przez jury. Zasadą przyjętą na ZOOM-ie jest omawianie i dyskusja nad filmami, których twórcy są obecni. W czwartek takich autorów było trzech, z Iranu właśnie, Malezji oraz Polski. Na ten moment czeka także publiczność, może swoje odczucia, odbiór porównać z opiniami fachowców. Przypomnę, że jednym z członków międzynarodowego jury jest Cezary Harasimowicz, scenarzysta z imponującym dorobkiem (330 mil do nieba, Ekstradycja, Bandyta, Daleko od okna itd.). Jury z wielkim wyczuciem chwali, ale też konstruktywnie punktuje słabsze strony produkcji, wchodzi w dialog z twórcami, rozmawia. Muszę przyznać, że po raz kolejny (a uczestniczę w festiwalu od ośmiu lat) zadziwia brak chęci uczenia się, słuchania, przyjmowania innych punktów widzenia przez niektórych twórców, zwłaszcza mniej doświadczonych. Toż to fantastyczna możliwość rozmowy z fachowcami, profesjonalistami, przy okazji – pedagogami; możliwość przyjaznych „zderzeń”. A jednak, często brak pokory i upieranie się przy tym, że to publiczność, juror jest winien, że nie zrozumiał, co autor miał na myśli, pozostaje jedynym wnioskiem. Fajnie, że jurorzy są dostępni już poza światłami sceny, by podyskutować, pozastanawiać się dłużej – i twórcy z tego korzystają. Przy papierosie, w festiwalowej knajpce, Bosmanie, czy w hotelowym lobby (w którym bar tradycyjnie od lat jest zamknięty, nie wiadomo dlaczego, co z kolei cieszy stację benzynową w sąsiedztwie, która staje się dla uczestników festiwalu sklepem z napojami i przekąskami).

Wieczór – pokaz filmu „Obce niebo” Dariusza Gajewskiego z Agnieszką Grochowską, nagrodzoną za najlepszą pierwszoplanową rolę na 40 Festiwalu Filmowym w Gdyni. I spotkanie z reżyserem. Jak się okazało, bardzo emocjonalne, bowiem pośród publiczności znalazły się osoby o podobnych przeżyciach, co bohaterowie filmu, osoby walczące o prawo do opieki nad własnymi dziećmi. Pewien Holender, który emigrował do Polski, utracił prawo do kontaktu z dziećmi i czuje się jak „polityczny uciekinier” był bardzo poruszony filmem, zarzucał mu happy end, który się w życiu nie zdarza… Wynikła z tego ciekawa dyskusja, podobnie po wypowiedzi pani pracującej w opiece społecznej, która z podobnymi sytuacjami, podjętymi w filmie, ma na co dzień do czynienia. Ponieważ Gajewski zna dobrze szwedzkie realia, gdzie toczy się akcja filmu, porozmawialiśmy także o różnicach kulturowych, o subtelnościach różnic w okazywaniu emocji, i o micie, że jakoby Szwedzi są „zimni”…

Wracając do filmu, warto wiedzieć, że jedną z głównych kobiecych ról zagrała także aktorka Ingmara Bergmana, Ewa Froeling, a większość ekipy z wyboru reżysera stanowiły kobiety, w tym autorka zdjęć…

Po wieczorze pełnym emocji nastąpiła noc, noc z wampirem, czyli spotkanie z najstarszym filmowym horrorem na świecie. „Nosferatu-symfonia grozy” F.W. Murnaua z 1922 z wyborną muzyką na żywo w porywającym wykonaniu Trio Piotra Domagały. Wspaniale odrestaurowany film udowodnił, że pewne sceny są mistrzowskie, klasyczne i dotąd zachwycają. A pewne już nas straszyć nie mogą, ale - czapki z głów, Herr Murnau! A publiczność chętnie wysłuchałaby bisu muzyków. Nie ryzykowaliśmy kolejnego spotkania z wampirem, bo kto wie, jakby się skończyło, ale muzycy przyznali, że już kiedyś bisowali grając do filmu! To była muzyka na żywo do filmu A. Hitchckocka. Następnym razem nie ma co się wahać, ja już zamawiam bis.

ZOOM, Zbliżenia, dzień 4

Od rana do wieczora filmy. Jurorzy mają sporo pracy, i ci w kinie LOT (trzy solidnie wypełnione bloki filmów w konkursie głównym – fabuły, animacje, dokumenty) oraz ci w jeleniogórskim BWA, pracujący nad wyborem filmów video-art (dwa bloki konkursowe). Dziś, 20. lutego wszystko stanie się jasne, bowiem już wieczorem poznamy laureatów konkursu 19 Festiwalu ZOOM Zbliżenia.

Oczywiście, nie samym konkursem kinomani żyją, bowiem w piątek, czwarty dzień filmowego święta, mogliśmy wspomnieć i przyjrzeć się życiu pewnego artysty. Nie ma go wśród nas, odszedł w 2014 roku. Oskar Dawicki, tytułowy PERFORMER żył na granicy autodestrukcji, eksperymentu na samym sobie, bez oszczędzania psychicznych i fizycznych sił oddawał się swoim performansom, akcjom, działaniom. Bolesny film o artyście, o którym mówiło się „jeden z najbardziej oryginalnych i interesujących artystów”. Stwierdzenie, którego można używać bezkarnie wobec niemal każdego tu przyjmuje zupełnie inny wymiar - ten artysta zadawał sobie i innym ból, by czuć, dochodził do granic i tym się dzielił. Opłacał to depresją, zwątpieniem, brakiem egzystencjalnego bezpieczeństwa. Odszedł w wieku 33 lat.

Film przypomniał także mistrza polskiego akcjonizmu lat 70. Zbigniewa Warpechowskiego, który był mentorem Oskara Dawickiego. Nie był to film dla wszystkich, i nie sam film, a postaci są tu najważniejsze – artyści, wierni sobie i koszty życiowe, jakie za tę wierność i oddanie sztuce ponoszą.

Na koniec - wieczór z kinem chińskim, które nieczęsto gości na naszych ekranach. Epicka opowieść „Nawet góry przeminą” zamknęła dzień czwarty ZOOM-owych Zbliżeń z kinem.

W czasie, kiedy filmożercy zamykają się w kinie i chłoną opowieści konkursowe i pokazy  specjalne, grupa niemal 30. osób, młodzieży z Polski, Czech, Słowacji i Węgier ciężko pracuje. Bo ZOOM Zbliżenia to także fantastyczne warsztaty i możliwość praktycznej nauki u Mistrzówanimacji plastelinowej, scenopisarstwa filmowego i filmu dokumentalnego.

Przypomnę, że Monika Kuczyniecka, prowadząca warsztaty plastelinowej animacji jest autorką filmów animowanych i teledysków, członkinią Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Wyreżyserowała teledyski: „Bang, Bang” zespołu Voo Voo, „Ucieczka z wesołego miasteczka” Czesława Mozila, a także zilustrowała okładkę płyty „Pop” tego artysty. Jest laureatką wielu festiwali filmowych, a w 2010 otrzymała nagrodę OFFowe Odkrycie Roku przyznawaną przez portal Stopklatka i stację Kino Polska.

Lucia Kajankova, adiunkt w Szkole Filmu i Telewizji na słynnej FAMU w Pradze jest dyrektorką programową Festiwalu Filmów Queer MEZIPATRA, a film krótkometrażowy "Nie umiejące pływać" z jej scenariuszem zdobył nagrodę dla Najlepszego Filmu Studenckiego na Czeskiej Akademii Filmowo – Telewizyjnej w 2011 roku i od tego czasu był pokazywany na festiwalach na całym świecie.

Zoltan Vegh z Węgier jest autoremfilmów krótkometrażowych, nagradzanych na festiwalach filmów niezależnych, m.in. z mistrzostw piłki nożnej bezdomnych, Homeless World Cup w Chile. Był głównym organizatorem festiwalu BuSho w latach 2005-2010, wyreżyserował wiele reklam telewizyjnych oraz reality shows, od 2014 roku jest stałym reżyserem opery mydlanej "Barátok Közt".

W niedzielę, podczas pokazu nagrodzonych filmów będziemy mogli także zobaczyć filmowe efekty pracy uczestników warsztatów. 

A dziś, w sobotę, w kinie LOT ostatni dzień konkursowych pokazów, o 16.30 film czeski „Rok diabła” i spotkanie z kultowym czeskim twórcą i reżyserem filmu, Petrem Zelenką.

O 19.15 inna znakomitość – Krzesimir Dębski i jego Trio w koncercie w JCK.

I dzień, zarazem festiwalowy tydzień dokona się Galą Festiwalową o g. 21, na powrót w kinie LOT. Wówczas twórcy i widzowie poznają laureatów konkursu 19. MFF ZOOM Zbliżenia.

Do zobaczenia w kinie i na koncercie, a jutro na pokazie nagrodzonych filmów!

 ZOOM-owy dzień piąty, sobota

Przedostatni dzień wydarzeń festiwalowych 19. MFF ZOOM Zbliżenia w Jeleniej Górze wymagał od uczestników ogromnej dyscypliny, bowiem sobota obfitowała w wydarzenia, powiedziałabym – kipiała nimi. Organizator festiwalu, Osiedlowy Dom Kultury i dyrektorka Sylwia Motyl-Cinkowska nie pozostawili uczestnikom, gościom festiwalu wyboru – każdy pilnował czasu, by zdążyć się przemieścić na kolejne artystyczne doznanie, bo nie skorzystanie z tych możliwości byłoby wielką lekkomyślnością. A propozycje na popołudnie i wieczór były najwyższego lotu, nomen es omen - w kinie LOT, potem w siedzibie JCK: spotkania z Petrem Zelenką i Krzesimirem Dębskim. To były same „wiśnie na torcie”.

Ostatnie bloki konkursowych projekcji zaczynały się w sobotę o godzinie 9 w kinie LOT, z niewielkimi przerwami trwały do godziny 15. Od rana schodzili się do kina i zjeżdżali filmowcy, którzy czekali w napięciu na werdykt jury. Ogłoszenie tego, kto zostanie laureatem konkursu w kategorii video-art. oraz konkursu głównego miało się wydarzyć dopiero wieczorem na uroczystej Gali. Do tego czasu obydwa zespoły jury musiały przygotować swoje stanowiska, a jak się później dowiedzieliśmy, dyskusje były gorące, trudne, bo też filmy były zwyczajnie dobre (co nie jest takie oczywiste, ale na tym festiwalu zdaje się być normą) i dotykały wielu ważnych tematów. Przepraszam, pracował jeszcze podczas festiwalu jeden zespół jury – jurorzy młodzieżowi, którzy przyznają na ZOOM-ie swoje własne wyróżnienia. Jak się okazało wieczorem, niektóre werdykty pokrywały się z ocenami zawodowców. 

„Rok diabła” w reżyserii Petra Zelenki, potem on we własnej osobie. Kultowy w Polsce reżyser, scenarzysta, twórca sztuk teatralnych (m.in. zamawianych przez Teatr Stary w Krakowie), Zelenka, rocznik 1967, gwarzył sobie z publicznością, która doskonale zna jego filmy, po raz któryś je z radością ogląda, komentuje i ceni. Tak „Rok diabła”, jak rozmowa, prowadzona przez Lecha Molińskiego kolejny raz potwierdzają, że fikcja łatwo może być wzięta za prawdę i odwrotnie, że to co nieprawdopodobne bywa prawdą, choć łatwiej wziąć to za fikcję, i że można się łatwo pogubić albo też dać zmanipulować. Tak właśnie z iście czeskim wdziękiem igrał sobie z nami Petr Zelenka w „Roku diabła” z 2002. Mistyfikacja to czeska specjalność, jak mawia znawca duszy Czechów i czechofil, Mariusz Szczygieł. Odbyliśmy niezwykłą podróż filmową z Jaromirem Nohavicą, także kultowym czeskim pieśniarzem, który podobnie jak Zelenka dobrze mówi po polsku i jest częstym gościem u nas, oraz z jego przyjaciółmi. Bo też film powstał dzięki pracy Zelenki i przyjaciół.

Najnowszy film Petra Zelenki wkrótce wejdzie na polskie ekrany w dystrybucji Gutek Film. To dopiero ma być mistyfikacja…

Jako się rzekło, z zegarkiem w ręku, przechowując wrażenia z ciepłego spotkania z czeskim twórcą, tłum wiernych wyznawców sztuki przemieszczał się szybko z gościnnego kina LOT do Jeleniogórskiego Centrum Kultury. A tam kolejna delicja, czyli występ Krzesimira Dębskiego z nieodłącznymi skrzypcami oraz z jego Trio, które okazało się być… kwartetem, i to fantastycznym. Dębski to nie tylko świetny muzyk, to także showmen, pełen dowcipu i dystansu do siebie i swoich dokonań gawędziarz (muzyka do ponad 100 filmów i seriali, jak wyliczył, by tylko te kompozycje wymienić). Od razu zjednuje sobie publiczność, a jakość improwizacji, radość muzyki płynąca ze sceny jest jedyna w swoim rodzaju. Pełen autoironii pokazywał Dębski, jak łatwo jest komponować muzykę filmową, np. trójpalczaście, że wcale nie trzeba „mieć nosa” do muzyki, a wystarczy kilka dźwięków i unikanie czarnych klawiszy fortepianu, by się palce nie omsknęły i nie doznać kontuzji, a poza tym jako praktyk radził z przymrużeniem oka, by się nie przejmować, jeśli ktoś nie zna nut, bo po co komu nuty, skoro są do wynajęcia ci, którzy te nuty zapiszą. Do swoich sukcesów i dokonań muzycznych podchodzi bez nabożeństwa. Dębski to muzyk wielkiej klasy, podobnie, jak trzech towarzyszących mu artystów (kontrabas, fortepian, perkusja). Gdyby nie Gala Festiwalowa o 21. muzycy długo by jeszcze bisowali.

Wreszcie Gala i wręczenie nagród, wyróżnień, czeków. A na scenie znakomity duet jeleniogórskich muzyków, bluesmanów: Jacek Jaguś i Bartosz Łęczycki. 

Wyróżnienia i tradycyjne statuetki ZOOM-owe wyruszają w świat: m.in. do Indii, Iranu, Danii, Niemiec, natomiast Grand Prix z czekiem o wartości 8. tys. zł zostaje w Polsce. Jak powiedział przewodniczący jury, Cezary Harasimowicz, odbyliśmy filmową podróż dookoła świata, ale główna nagroda konkursu nie opuszcza Polski. Zwycięzcą konkursu 19 MFF ZOOM Zbliżenia 2016 został film Aleksandry Terpińskiej pt. „Ameryka”. 

O g. 11. mają miejsce w kinie LOT pokazy nagrodzonych filmów oraz filmów z festiwalowych warsztatów – animacja plastelinowa oraz film dokumentalny autorstwa uczestników międzynarodowych warsztatów filmowych. 

Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Jeleniej Górze, 19 ZOOM Zbliżenia był intensywnym, wymagającym wydarzeniem. I dobrze, bo dobre intelektualne „pożywienie” nie zdarza się często, a ta  w dodatku uczta trwała 6 dni. Teraz można zacząć „trawić” filmy, wydarzenia, spotkania, rozmowy. I z dystansu je docenić.

Za rok jubileusz: 20 MFF ZOOM Zbliżenia.

Podsumowanie wydarzeń w papierowym wydaniu Nowin Jeleniogórskich. 

Beata Dżon   

Uwaga – Dokument!

JJ

To właśnie filmy dokumentalne zdominowały drugi dzień Międzynarodowego Festiwalu Filmowego ZOOM Zbliżenia. Wczorajszą ucztę kinomanów uzupełniły dwa spotkania z Małgorzatą Zajączkowską i projekcja Nocy Walpurgii, w której aktorka dała wspaniały popis swego kunsztu.

Polski film dokumentalny, funkcjonujący w Polsce głównie raz do roku na Krakowskim Festiwalu Filmowym, znany i nagradzany jest głównie na zagranicznych przeglądach i festiwalach. Tak dzieje się także  w przypadku prezentowanych na ZOOMie Braci Wojciecha Staronia, jak również poruszającego obrazu Mów mi Marianna Karoliny Bielawskiej. Okazuje się jednak, że siła obrazu Bielawskiej sprawiła, że trafi on także do szerszej dystrybucji w krajowej sieci kin studyjnych.

Nad Braćmi – jednym z najlepszych polskich dokumentów ubiegłego roku, nagradzanych m.in. Na festiwalach w Locarno, Lipsku i Mińsku - praca trwała siedem lat. Swoich bohaterów Alfonsa i Mieczysława Kułakowskich, późniejszy reżyser i wybitny operator, poznał w roku 1994, podczas studenckiej podróży po Kazachstanie. Jako dzieci, trafili oni najpierw do sowieckiego łagru, później do Kazachstanu właśnie, skąd jako 70. latkowie wrócili do Polski. Dwóch braci, dwa światy. Jeden z nich jest artystą malarzem, marzycielem, drugi zaś to pragmatyczny naukowiec. Zdawałoby się, dwa trudne do pogodzenia ze sobą żywioły. Jednak przez całe swoje życie obaj skazani na siebie, tworzą swój świat, kochając się i nienawidząc na przemian.

Mówiąc o swojej pracy, twórca filmu Wojciech Staroń - mający na swoim koncie dziewięć autorskich filmów i zdjęcia do ponad 70.cui obrazów, w tym. m.in. Do Placu Zbawiciela, Papuszy, czy jednej z części Harry Pottera – podkreślał wielokrotnie, że najważniejsza jest dla niego rzeczywistość. Kontakt z innymi ludźmi przedkłada nad kreację, opowiadając obrazem i robiąc tylko to, w co naprawdę wierzy. Gdy to możliwe, kręci filmy na czarno-białej taśmie, bo właśnie wtedy świat nabiera surowości i można skupić na tym co naprawdę ważne. Wojciech Staroń, każdy realizowany przez siebie obraz, wyobraża sobie przede wszystkim, jako film, który sam chciałby obejrzeć. Bardzo ważne jest dla niego to, kto daną historie opowiada. Podąża z kamerą za swoim bohaterem, pokazując część rzeczywistości, jednocześnie mówiąc nam także o czymś innym, niż to co widzimy.

Karolina Bielawska, której poruszający obraz Mów mi Marianna rozpoczął triumfalny pochód przez filmowe festiwale w kraju i daleko poza granicami, spotkała się wczoraj z widzami, z których wielu nie próbowało nawet kryć silnych emocji i łez wzruszenia, wywołanych tym niespotykanym dziełem. Skomplikowaną historię kobiety uwięzionej w męskim ciele, która po 25 latach małżeństwa, zdecydowała się na zmianę płci w 47 roku życia, autorka pokazuję w sposób delikatny i przejmujący zarazem, ani razu nie ocierając się o fałsz. Autentyczność, empatia i emocjonalne zaangażowanie autorki filmu, udziela się również widzom. Wobec tych walorów nikt, kto był na wczorajszej projekcji, nie mógł pozostać obojętny. - Nie poprawiam, nie ulepszam, nie zmieniam rzeczywistości, bo zawsze się okazuje, że jest ona ciekawsza niż mogłam przypuszczać – mówiła wczoraj po projekcji w kinie LOT Karolina Bielawska. Pytana o to, jak doszło do powstanie jej najnowszego filmu, autorka podkreślała, że relacja z bohaterką była niezwykle silna, wykraczająca daleko poza ramy dokumentalnej obserwacji. Mówiła o uczestnictwie w walce Marianny o akceptację, miłość i godność. - Przeżyłyśmy to wszystko razem. Nie zostawiłam jej. I teraz, gdy po operacji zmiany płci bohaterka jej filmu, ciężko zachorowała i po stracie pracy, żyje sama z niewielkiej renty w kilkunastometrowym mieszkaniu, reżyserka organizuje  dla niej pomoc w walce o godne życie.

Pytana o dalsze plany, wątpi czy jeszcze raz byłaby w stanie zaangażować się w podobne przedsięwzięcie. - Praca z życiem prywatnym za bardzo się u mnie przenikają. Teraz próbuję swych sił w pracy nad filmem fabularnym.

Niezwykłym przeżyciem okazała się także Noc Walpurgii Marcina Bortkiewicza z rewelacyjną w roli operowej divy Małgorzatą Zajączkowską,

z którą mieliśmy okazje spotkać się wczoraj dwukrotnie. W BWA gdzie spotkanie z aktorką i Łukaszem Maciejewskim poprowadziła Beta Dżon i w kinie LOT po projekcji filmu. Okazją do pierwszego spotkania, była wydana właśnie przez ZNAK książka Aktorki, czyli zapis rozmów, jakie z kilkunastoma polskimi aktorkami, przeprowadził i spisał Łukasz Maciejewski. Aktorka podkreślała wyjątkowość jego pracy, mówiąc że nie były to zwykłe wywiady. - Z nim się po prostu gada przechodząc swobodnie z tematu na temat. Brak napięcia i poczucie bezpieczeństwa w czasie tych rozmów, uruchamiają w człowieku pokłady pamięci – mówiła Małgorzata Zajączkowska. Nawiązując do Nocy Walpurgii, którą miała okazję zobaczyć wczoraj festiwalowa publiczność, aktorka wspominała, że to właśnie autor Aktorek, przypomniał jej stary wywiad, w którym zwierzała się z marzenia o zagraniu operowej divy.

Właśnie taką divę oglądamy w kameralnym obrazie Marcina Bortkiewicza. Rzecz dziej się kwietniowej nocy 1969 r., w hotelowym pokoju w Szwajcarii. W relacji między gwiazdą i młodzieńcem ( Philippe Tłokiński, który wkrada się do jej pokoju pod pozorem przeprowadzenia wywiadu, poznajemy tragiczną przeszłość bohaterki dramatu. Uratowana z łódzkiego getta, Nora Sedler ujawnia swoją przeszłość, żydowskie losy i obozowe przeżycia z Oświęcimia. Ten niezwykle gęsty, czarno biały obraz, wprost wbija w fotel siłą kreacji Małgorzaty Zajączkowskiej, odsłaniającej przed nami tragiczny życiorys i wojenne traumy, z którymi kreowana przez nią postać, pozostanie na zawsze sama.

 

Dzisiejsze dzień to głównie projekcje konkursowe i dwie projekcje towarzyszące.

Obce niebo Dariusza Gajewskiego – po projekcji spotkanie z reżyserem oraz Nosferatu – Symfonia grozy z 1922, do którego na żywo zagra trio Piotra Domagały.

Filmowa podróż dookoła świata

150 bez mała filmów konkursowych z całego świata, 9 filmowych pokazów specjalnych, 6 wybitnych gości, 2 znakomite koncerty i klasyka kina niemego ze specjalnie na ten pokaz  napisaną muzyką na żywo; niemal 30 młodych twórców z 4 krajów zaangażowanych w warsztaty filmowe (animacja, dokument, scenariopisanie) oraz niezliczeni goście i filmowcy z różnych stron globu. Tak w skrócie może wyglądać podsumowanie 19. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego ZOOM Zbliżenia 2016, który po sześciu pełnych wydarzeń dniach (16-21.02) właśnie przeszedł do historii.

Gdyby chcieć napisać nieco więcej… Kiedy jest się jednym z ostatnich opuszczających kino LOT po ostatnich pokazach ZOOM-owych nagrodzonych produkcji, odczuwa się, jak niechętnie uczestnicy festiwalowych przeżyć opuszczają to miejsce. Długo się żegnają, wracają, dziękują, podkreślają, jak dobrze się na festiwalu czuli, jaka tu panuje dobra atmosfera. Jak blisko, serdecznie i szczerze mogli rozmawiać nie tylko między sobą, ale i z jurorami, a postaci to nie tylko w polskiej kinematografii wybitne. Jak dostępni byli wspaniali goście, m.in. Gabriela Muskała, Karolina Bielawska czy Dariusz Gajewski, z którymi można było zamienić słów kilka, zrobić zdjęcie, pytać, pytać. I to wszystko bez zadęcia, bez przysłowiowych czerwonych dywanów i taniego efekciarstwa.

Ostatnim gościem festiwalu ZOOM Zbliżenia był czeski reżyser, dramatopisarz, scenarzysta, Petr Zelenka. Dość powiedzieć, że zespół twórców festiwalu dobrych kilka lat starał się o wizytę artysty, który jest jednym z najważniejszych czeskich twórców filmowych. Zelenka po iskrzących inteligencją i pełnych przewrotnego czeskiego humoru rozmowach z publicznością, a potem równie zajmujących prywatnych uznał, że „to bardzo fajny festiwal”.  Polska publiczność go kocha, a on chętnie pracuje w Polsce i tu pokazuje swoje filmy, realizuje sztuki teatralne (np. w Teatrze Starym w Krakowie). Ktoś zapytał, czemu pokazano „Rok diabła”, a nie nowszą produkcję, „Braci Karamazow” z 2009 lub wchodzący na ekrany jego najnowszy film. Wspólnie z dyrektorką festiwalu, wielbicielką twórczości Zelenki, Sylwią Motyl-Cinkowską uznali bowiem, że skoro nie mogą pokazać najnowszego filmu  (właśnie wchodzi na polskie ekrany i dystrybutor nie zgodził się na wcześniejszą projekcję) to film z Jaromirem Nohavicą, kultowym czeskim bardem także w Polsce, jest najlepszym wyborem. Pełen mistyfikacji, tej czeskiej specjalności według miłośnika i znawcy czeskiej duszy, Mariusza Szczygła, igraszek z rzeczywistością i fikcją, absurdów ocierających się o śmiertelną powagę i ważne pytania. Jak te wiszące od lat nad Jaromirem Nohavicą, czy był współpracownikiem tajnych służb czechosłowackich, czy tylko podpisał jakieś „papiery”? Jakie ma to znaczenie wobec tego, co jako pieśniarz, „sumienie czeskie” dał swoim rodakom, że pozwolił im przetrwać w komunizmie, rozumieć gdzie są i dokąd idą?

Podobnie jest dziś z Lechem Wałęsą, symbolem Solidarności i odwagi walki Polaków w niewolnych czasach - wszędzie, tylko nie w Polsce. Łatwo zbrukać bohatera, rzucając weń błotem, choć w trudnych czasach mógł się sam ubrudzić. Niech pierwszy rzuci kamieniem… Pewnie Wałęsa z Nohavicą mogliby sobie wiele powiedzieć, ale nikt, nic mimo usilnych starań i ich własnych błędów nie odbierze im dokonań i miejsc w sercach ludzi.

Takie to przemyślenia wywołują filmy, spotkania festiwalu ZOOM Zbliżenia. To były dni zbliżeń do wielu trudnych, ważnych, granicznych momentów ludzkiej egzystencji.

Były z Zelenką i dywagacje na temat języków i tłumaczeń. Okazuje się, że najczęściej używany na świecie język (angielski) jest jego zdaniem zbyt prostym językiem, by oddać odcienie i mnogość uczuć. Nadaje się do internetu, prowadzenia konferencji klimatycznej, ale wg Petra Zelenki nie do tłumaczenia pieśni Jaromira Nohavicy. Co języka polskiego szczęśliwie nie dotyczy. 

Ktoś z widowni zapytał reżysera, czemu Czesi robią „czeskie” z natury filmy, nie klony hollywoodzkich produkcji dla mas, jak dzieje się w Polsce? I tu ani Zelenka nie zgodził się z ową tezą, ani publiczność. Polskie filmy prezentowane na specjalnych pokazach MFF ZOOM Zbliżenia zdecydowanie zaprzeczają wieszczonemu „zamerykanizowaniu”. „Czerwony pająk” Marcina Koszałki. „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej, wspomniana „Noc Walpurgi” i „Obce niebo” Dariusza Gajewskiego. Do tego wyśmienite i ważne dokumenty – „Bracia” Wojciecha Staronia, „Mów mi Marianna” Karoliny Bielawskiej i „Performer” Wojciecha Sobieszczańskiego. Wiele mówią o stanie polskiego umysłu i duszy, potwierdzają niestety dojmująco obecność dulszczyzny. I odwagę jednostek.  

„Noc Walpurgi” Marcina Bortkiewicza to rola-wyzwanie dla dojrzałej aktorki, napisana dla Małgorzaty Zajączkowskiej. Cień Holocaustu, blizny na duszy, ciele, noszone całe życie. Aktorka w rozmowie z krytykiem filmowym, Łukaszem Maciejewskim przyznała, że ta rola przywróciła jej poczucie godności jako aktorce. Mogła znowu sięgnąć do głębi talentu i doświadczeń. Takie rozmowy, głębokie i szczere to mocna strona festiwalu ZOOM. Tu się nikt fałszywie nie wdzięczy i zdaje się, że to właśnie cenią nie tylko goście.

Nie każdy widz, gość chce, by bolało czy było trudno, wystarcza im rozrywka na wysokim poziomie. W 19. edycji festiwalu ZOOM Zbliżenia nie było średniego poziomu – tylko najwyższy. Koncert i ciepło występu Mietka Szcześniaka ze znakomitym Krzysztof Herdzin Trio, choć bez kontuzjowanego Herdzina, długo rozlewało się po duszach.

Magia i niepokój muzycznego tła do klasyka kinowego i pierwszego horroru w historii, odrestaurowanego niemego „Nosferatu-symfonia grozy” F.W. Murnaua z 1922 w wykonaniu Piotr Domagała Trio złożyły się na niezwykłe przeżycie. Choć czasem budowanie przerażenia przez wzorcowego dla kolejnych twórców obrazów o Nosferatu, wampirze z Transylwanii,  wzbudzało uśmiech po niemal 100 latach, to pewne sceny wciąż zachwycają i każą szanować rewolucyjne wysiłki z ubiegłego wieku.  

Wreszcie uroczy i pełen zaskoczeń koncert Krzesimira Dębskiego Trio czyli Kwartetu w JCK. Muzyka filmowa w jazzowych, misternych odsłonach, do tego błyskotliwy Dębski jako showman i prześmiewca, trzech wrażliwych muzyków, pośród nich - młody perkusista, Sebastian Skrzypek z Wrocławia – subtelny, zjawiskowo grający muzyk.

Filmy niezależne - dokumenty, fabuły, animacje i video-arty, które trafiły na festiwal spośród 2800 nadesłanych z całego świata bardzo wiele mówią o naszej rzeczywistości, tęsknotach. O kobietach, przemocy, religii; o lękach, miłości, inności; o chorobach, bólu życia w każdym wieku – kilkulatka, nastolatka, starego człowieka. O podobnych kwestiach, bez względu na pochodzenie autora. Jedni mocniej odczuwają bliskość wojen, religijnych ograniczeń, innym wydaje się, że mają więcej wolności, ale w gruncie rzeczy mówimy o tym samym.

Jury konkursu głównego 19. MFF ZOOM Zbliżenia w składzie: Cezary Harasimowicz (przewodniczący; scenarzysta, aktor, dramaturg, pisarz, wykładowca), Adam Olha (fotograf, reżyser, absolwent Wydz. Filmu Dokumentalnego w FAMU w Pradze), Ewa Borysewicz (reżyserka filmów animowanych, absolwentka ASP Kraków, studiuje reżyserię na WRiTV UŚl. w Katowicach) oraz Daniel Antosik (fotograf, dziennikarz, dyrektor artystyczny Festiwalu Filmów Komediowych w Lubomierzu) przyznało pięć wyróżnień oraz nagrody. Najlepszym filmem animowanym został „Ruben wychodzi” Frederica Siegla (Szwajcaria). Zwycięskim dokumentem 19. ZOOM Zbliżenia ogłoszono obraz „Papa Africa” niemieckiej autorki, Manueli Bastian. A laureatem głównej nagrody za fabułę został Duńczyk, Gudmundur Arnar Gudmundsson i jego film „Aleja wieloryba”.

Główne trofeum festiwalu, Grand Prix otrzymał film polski pt. „Ameryka” w reżyserii  Aleksandry Terpińskiej.

Obrazy Video-Art oceniali jurorzy pod wodzą Karoliny Breguły, artystki multimedialnej, performerki i autorki instalacji, wspólnie z Janiną Hobgarską  (artystka-fotografik, szefowa jeleniogórskiego BWA, kuratorka wielu wystaw) oraz Piotrem Skibą (twórca filmów, obiektów i instalacji). Główną nagrodę przyznali filmowi z Indii: „Nieugięty elektryczny Jezus” autorów: Hyash Tanmoy oraz Mrigankasekhar Ganguly. 

Cezary Harasimowicz powiedział na koniec: odbyliśmy filmową podróż dookoła świata…

Za rok kolejna, 20 „filmowa podróż”, czyli jubileuszowy MFF ZOOM Zbliżenia. Do zobaczenia.

Beata Dżon

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki