Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 14.12.2011 23.48
Maraton śmiechu, czyli kabaretowy zawrót głowy

 

 

 

Korespondencja z USA - Laureat Złotej Sowy

Janusz Szlechta w swoich szalonych projektach.

I za to Go kochamy! (Między innymi).

Mamy - dzięki Januszowi Szlechcie - już od pięciu lat kabareton, czyli taki rozciągnięty w czasie kabaret. Jak zaczyna się wieczorem, to kończy się następnego dnia, często nad ranem. Ostatni mogliśmy zobaczyć 19 listopada 2011 roku.

Sobotni wieczór

Nowojorczycy wraz z przyległościami, zwanymi przez miejscowych "tri state", przyzwyczajeni są od dawna do rozmaitych maratonów: czy to w bieganiu, jedzeniu, w chodzeniu po schodach, jeździe na rowerze, pływaniu na czym się da, a także do maratonów filmowych, muzycznych i rozrywkowych. A Polonia?

Zagorzali miłośnicy, albo też - powinno się rzec - straceńcy tej nieco frywolnej sztuki, zebrali sie w sali Centrum Polsko-Słowianskiego przy Java Street na Greenpoincie, aby zaliczyć kolejny, 5 już Polonijny Kabareton. Tegoroczna jego edycja miała, zdaniem wielu, najwyżej postawioną poprzeczkę. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w tym roku dobór wykonawców i program był po prostu świetny, ba, rewelacyjny. Nie wstydzę się takiej opinii, gdyż mam za sobą długą, iście maratońską, praktykę zapoczątkowaną, a właściwie zasiedzianą przed laty w warszawskich "Hybrydach", "Stodole", "Remoncie", potem "Pod Egidą" na Nowym Świecie, przez poznańskiego Laskowika, a na krakowskiej "Piwnicy pod Baranami" skończywszy. Tekściarze kabaretowi nazywają takich bywalców "zwierzętami kabaretowymi". Nie zabrakło ich także na widowni na Greenpoin'cie, bawiliśmy się bowiem tego długiego listopadowego wieczoru po prostu świetnie.

Niepokój organizatorów, czy aby publiczność dopisze, rozwiał się już po rozpoczęciu spektaklu, gdyż stale dochodzili nowi widzowie, którzy - o dziwo - wypełnili salę na Java Street. Dlaczego przyszli? Bo ostatnio nasz polonijny światek tak jakby się nieco rozleniwił. Narzekamy na brak pieniędzy, oszczędzamy na biletach do teatru, opery czy na inne atrakcje kulturalne, ale nie wydajemy mniej na szmatki, smakołyki, wędlinki czy też wszelakie napitki. A przecież dieta cud to taka, która winna być balsamem dla ciała i duszy, a przy okazji i dla naszej kieszeni. Dlatego powinniśmy zachować większy umiar przy stole, mniej wydawać na rzeczy bezwartościowe i nie żałować na kulturę. Tu powinniśmy raczej pozwalać sobie, oby jak najczęściej, na odrobinę szaleństwa. Bo wiadomo, że każdemu do szczęścia czegoś tam brakuje, ale najważniejszy jest humor, dobra zabawa. Ten, kto ma dobre poczucie humoru, ten, kto jest radosny i pozytywnie nastawiony do życia, ten ma szansę na długie i spokojne życie. Pieniądze pomagają żyć dostatnio, ale czy szczęśliwie?

Radość i wspaniała zabawa to jest to!

Ja dziś wypisuję Państwu receptę na cudowne lekarstwo, a jest nim na pewno udział w nowojorskim maratonie - kabaretonie. Tegoroczny, przygotowany tradycyjnie przez redaktora "Nowego Dziennika" Janusza Szlechtę, był fantastyczny. Brali w nim udział znakomici artyści i aktorzy. Wystąpiły kabarety: "I Po Krzyku" z Nowego Jorku i New Jersey, "Kabaret Nie Całkiem Śmieszny" z New Britain, CT, "Odlot" z Trenton, NJ, "Prima Aprilis" z Nowego Jorku i "O Co Chodzi?" z Toronto z Kanady, a także gość specjalny, znakomity gitarzysta Leszek Kuciarski z zespołem "Garage Blues Band". Była też niespodzianka - mini-występ Katy Carr z Londynu. Niestety, zabrakło "weteranów kabaretowych" i ulubieńców publiczności, czyli Grzesia Heromińskiego i Marka Makarewicza, którym na przeszkodzie stanęły problemy zdrowotne. Mamy jednak nadzieję, że obaj panowie wykurują się szybko i znów zobaczymy ich na scenie.

To była plejada prawdziwych gwiazd, a programy tak bogate w swej treści, że mało kto mógłby uwierzyć, iż tak wiele można przekazać widzom w ciągu jednego wieczoru. Skecze, monologi, dowcipy, scenki rodzajowe, piosenki... Tematyka wszechstronna: wątki polityczne, patriotyczne, lingwistyczne - a dokładniej mówiąc "język polsko-amerykański".  Spotkaliśmy się z naszym wieszczem Adamem Mickiewiczem (wcielił się w niego Ryszard Druch), mieliśmy konkurs wiedzy o najsławniejszych Polakach. Nie zabrakło klasyki w postaci wspaniałych piosenek literackich w doskonałej interpretacj. Usłyszeliśmy takie szlagiery, jak: "Miłość Ci wszystko wybaczy" w wykonaniu Bogusi Adamczewskiej z kabaretu "O Co chodzi?" z Toronto oraz "Pamiętasz była jesień" i "Ta mała piła dziś" w wykonaniu Anny Kucay z "Prima Aprilis. Pojawili się wśród nas - dzięki "Kabaretowi Nie Całkiem Śmiesznemu" - Czesław Niemen z ponadczasowym szlagierem "Dziwny jest ten świat"  i Stan Borys z "Jaskółką uwięzioną" (rewelacyjny Jarek Majka), fantastyczny występ Wojtka Nędzy i Klaudii Naumowicz w repertuarze zespołu Dżem. Tak profesjonalnego wykonania tych utworów nie słyszeliśmy już od dawna. Znalazło się też miejsce na odrobinę prozy i poezji. Z podziwem patrzyłam na występ dwuosobowego kabaretu z Trenton: Ryszarda Drucha i Tadeusza Turkowskiego. To wielka sztuka zrobić coś, co nie tylko śmieszy, ale także kształci przez przekaz historyczny i patriotyczny. To obecnie rzadkość.

"Niecne" plany organizatorów spowodowały, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Była doza "sprośności" zaoferowana przez panie z "Kabaretu Nie Całkiem Śmiesznego". Uwagę jak zawsze budziły skecze sytuacyjne. Mojemu ślubnemu, choć nie bardzo wiem, dlaczego, najbardziej przypadł do gustu skecz "Biuro matrymonialne" w wykonaniu Marzeny Wojciechowskiej i Anny Kucay z "Prima Aprilis". Chodziło w nim o prozaiczne poszukiwanie "chopa", co jak wiemy jest niezwykle trudne.

Należy pochylić głowy przed wszystkimi wykonawcami, gdyż każdy z nich - indywidualnie, jak i zespołowo - zaprezentował wyjątkowo wysoki poziom aktorski i wokalny. "Bluesowy chłopak" Leszek Kuciarski tym razem wystąpił z zespołem "Garage Blues Band".  Zagrali nie tylko kompozycje Leszka, ale także pokazali ciekawe interpretacje utworów Santany Nalepy i Hendrixa. Nie bez kozery mówi się o Kuciarskim, że gitara to jego miłość. To było świetne spotkanie ze świetnymi muzykami.

W ten sobotni wieczór atrakcje goniły atrakcje, jak na prawdziwy maraton przystało. Janusz Szlechta został mianowany przez kabaret "Odlot" "Satyrem Polonii Amerykanskiej" oraz otrzymał tytuł "Doctoris Humoris Cabaretonis".

Niespodzianka z Londynu

Janusz, jako organizator całej imprezy, został zaskoczony występem nieoczekiwanego gościa z Londynu - Katy Carr. Katy to młoda, utalentowana autorka tekstów piosenek i wykonawczyni. Jej ostatnio wydana w Wielkiej Brytanii płyta "Coquette" została wyróżniona przez magazyn "Music Critic" oceną "5/5 star". To zobowiązuje. Krytycy podkreślają jej wyjątkową umiejętność przenoszenia słuchaczy "w czasie i przestrzeni". Tak było też i na kabaretonie. Katy zaprezentowała piosenkę stanowiącą jeden z motywów muzycznych filmu "Wojtek, the Bear That Went to War" ("Wojtek, niedźwiedź, który poszedł na wojnę") - fabularyzowanego dokumentu o syberyjskim niedźwiedziu w służbie II Korpusu Polskiego podczas II wojny światowej. Premiera filmu odbyła się kilkanaście dni temu.

Tak więc, ostatni kabareton był wyjątkowy po każdym względem. Kabareton to rzecz wysublimowana, warta naszego wsparcia. I tu mój apel do Polonii: odżałujmy od czasu do czasu trochę ciężko zarobionych pieniędzy, nawet małego, symbolicznego dolara, na rzecz kabaretonu, na rzecz polskiej kultury. Bo jeśli będziemy skąpi, to za rok nie będzie już nic! Smutne było bowiem to, że Klaudia Naumowicz, twórczyni "Kabaretu Nie Całkiem Śmiesznego" oznajmiła, że to jest ich ostatni występ. Podobnie zapowiedział Janusz Szlechta - może nie tak kategorycznie, ale jednak - że to już ostatni kabareton, który zorganizował.

Głos publiczności

Poprosiłam kilku uczestników tego spotkania o wyrażenie swojej opinii. Myślę, że ich słowa, są ……

Chociaż po raz pierwszy uczestniczyłyśmy w takiej imprezie, to było bardzo udane spotkanie z kulturą na wesoło. Możemy tylko pozytywnie wypowiedzieć się o imprezie, ponieważ czas, jaki spędziłyśmy przeszedł niesłychanie szybko. Na wyróżnienie zasługuje muzyczna strona kabaretów a wykonanie Jaskółki było, śmiemy twierdzić, lepsze od wykonania oryginalnego. Słuchając śpiewającego ten utwór pana Jarka, czułyśmy jak po ciele przebiegały nam przysłowiowe dreszcze. Kabaret z Toronto bardzo ciekawie i dowcipnie przedstawił rzeczywistość emigracyjna i znajomość tematów bieżących w kraju. Dowcipy wojskowe tym, którzy dawno nie byli w ojczyźnie, na pewno pozwoliły na chwile wzruszających wspomnień. Jednym zdaniem dobra zabawa dużo śmiechu a od strony organizacyjnej dopięte na ostatni guzik. Szkoda tylko ze nie wszystkie skecze można zapamiętać tak było ich dużo

pozdrawiamy. Ula i Janeczka

Byłem pierwszy raz na Nowojorskim Kabaretonie. Muszę przyznać, że od początku byłem bardzo mile zaskoczony poziomem przedstawienia. Kabarety były bardzo dobrze przygotowane, żarty i skecze były naprawdę śmieszne. Nie brakowało również spontaniczności. Muzyka była bardzo dobra a poematy recytowane przez kabaret „Odlot” swoją długością i rozmachem przypominały księgi Pana Tadeusza. Była dobra atmosfera i wszyscy się bawili. Na pewno przyjdę na kabareton w przyszłym roku (mam nadzieję, że się odbędzie) i przyprowadzę ze sobą znajomych. Polecam . Marek

Przyjechaliśmy trochę spóźnieni na kabareton, w lekko złym humorze po staniu w korkach i przebijaniu sie przez Manhattan i Brooklyn. Atmosfera sali jednak udzieliła się nam wręcz natychmiast. Z marszu wczuliśmy się w humor pierwszego kabaretu „O Co Chodzi”. A potem było po prostu super. Tak zdrowej dawki dobrego humoru dawno nie doznaliśmy. Panie Januszu dziękujemy za organizacje świetnej imprezy i proszę się nie poddawać.  Anna

Kiedy za oknem ponury, jesienny wieczór, w kościach nas strzyka i samotność człowiekowi doskwiera, taki kabareton jest jak słońce, jak letni powiew wiatru z Tatr, znad Bałtyku. Irena

Tak szanowni Państwo, te słowa są potwierdzeniem diagnozy, że humor to najlepsze lekarstwo na świecie i dlatego Janusz i jego przyjaciele kabaretowi nie powinni zostawić swoich „pacjentów”, czyli nas bez ich pomocy. My potrzebujemy Kabaretonów, jak tlenu.

Marzena Kostrzewa-Stafiej

Zdjęcia: Zosia Żeleska-Bobrowski

1. Kabaret "O Co Chodzi?" z Toronto (od lewej): Dariusz Sowiński, Ilona Girzewska, Andrzej Haliniak, Andrzej Bociański i Bogusława Adamczewska

2. Janusz Szlechta (klęczy) otrzyumuje z rąk Ryszarda Drucha dyplom i tytuł "Doctoris Humoris Cabaretonis". Z prawej - Tadeusz Turkowski

3. Ryszard Druch i Seniora Seniorita, czyli "taniec z gwiazdami" w wykonaniu kabaretu "Odlot"

4. Katy Carr, Angielka z polskim rodowodem, pojawiła się na kabaretonie zupełnie nieoczekiwanie i stała się jego gwiazdą

5. Zespół Garage Blues Band dał świetny koncert bluesa. Od lewej: Jacek Sławiec (druga gitara), Leszek Kuciarski (na pierwszym planie, gitara), Kazimierz Kosik (pekusja) i Robert Jaskowski (gitara basowa)

6. Pan Wojciech Pilniakowski, oryginalny sympatyk Janusza Szlechty, spontanicznie mu gratulował i dziękował za pracę społeczną, kabaretową i dziennikarską

7. "Kabaret Nie Całkiem Śmieszny" zapowiedział, że występem w kabaretonie kończy działalność. Z lewej - Wojtek Nędza, z prawej - Klaudia Naumowicz

8-9. Publiczność często wybuchala śmiechem, bo miała powody do radości

10. Anna Kucay (z lewej) i Marzena Wojciechowska z "Prima Aprilis" w skeczu "Biuro matrymonialne"

11. Dorota Huculak z kabaretu "I po Krzyku" śpiewa piosenkę "Władza"

12. Kasia Dewera z  "I po Krzyku" w skeczu "Mężczyzna w domu"

13. Koniec kabaretonu. Kabareciarze żegnają się z publicznością

 

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki