Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 07.11.2012 12.25
Berlin. Konferencja naukowa na temat: Powrót czy emigracja?

 

26-28 października 2012

z udziałem m.in. przybyłych z Austrii:

Min. Tadeusza Oliwińskiego i Teresy Kopeć

W dniach 26-28 października w Ambasadzie Polskiej w Berlinie Europejska Unia Wspólnot Polonijnych, Konwent Organizacji Polskich w Niemczech oraz Wydział Konsularny Ambasady zorganizowały konferencję poświęconą problemom emigracji polskiej, zatytułowaną „Monitor emigracji zarobkowej 2012 - Powrót czy emigracja?”- pisze Ewa Maria Slaska z Berlina.

W debacie udział wzięli przedstawiciele konsulatów generalnych Austrii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Niemiec, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoch, prezesi Stowarzyszeń Polonijnych w Europie oraz przedstawiciele emigracji zarobkowej. Obrady podzielono na pięć sesji tematycznych:

 - Dynamika zjawisk emigracyjnych

 - W środowisku polonijnym

 - Polskość następnych pokoleń

 - Problemy z integracją

 - Powrót czy emigracja

Przez 12 godzin, z małymi przerwami na kawę i jedzenie, my, uczestnicy, byliśmy zmuszeni do najwyższego skupienia. Towarzyszyło nam ono przez cały czas, od brawurowego referatu inauguracyjnego profesor Krystyny Iglickiej-Okólskiej z Warszawy do końcowego głosowania nad przyjęciem wspólnego oświadczenia, wniosków i postulatów. Wysłuchaliśmy kilkunastu referatów i kilku przemówień, dyskutowaliśmy publicznie i w kuluarach. Czas był nadzwyczaj skąpo wymierzony, tematy rozległe i ważkie, obejmujące chronologicznie ponad 30 lat, a terytorialnie – całą Europę Zachodnią. A i tak leciutko zarzucono organizatorom, że nie wciągnęli jeszcze do debaty problematyki krajów Europy Wschodniej, a przynajmniej krajów nadbałtyckich, Ukrainy i Białorusi.

Głównym tematem konferencji była najnowsza fala emigracyjna, zjawisko, które liczy już też sobie osiem lat. Z Polski, głównie do Anglii, Irlandii i Holandii, wyjechało w tym czasie 2,5 miliona młodych ludzi. Najczęściej wykształconych, niemal zawsze z rodziną, współmałżonkiem lub partnerem. W ciągu tych ośmiu lat w krajach przyjmujących urodziły się tysiące dzieci. I to o te dzieci będzie nam, Polsce, Polonii i Polakom, chodziło w ciągu następnych dziesięcioleci.

 Wniosek główny konferencji, zawarty też w oświadczeniu końcowym, był bowiem jednoznaczny: na pytanie postawione w tytule - „Powrót czy emigracja?” - odpowiedź jest tylko jedna – emigracja. Jeśli kraje przyjmujące nie wprowadzą jakichś drastycznych rozporządzeń deportacyjnych, większość emigrantów z najmłodszej fali migracyjnej nie powróci do Polski. Nawet w obliczu kryzysu i utraty pracy w nowym kraju ich życie na emigracji jest lepiej zabezpieczone i obiecuje więcej perspektyw niż powrót do Polski.

 Pobyt tych milionów ludzi w krajach przyjmujących jest w głównej mierze nastawiony na organizację życia – pracę, zarobki, mieszkanie. Ale na szczęście nie tylko. Już teraz, po kilku latach, pojawia się potrzeba własnych lokalnych szkół, ośrodków kultury, prasy. Stare instytucje polonijne, nawet jeśli istnieją, z wielkim trudem docierają do nowej emigracji. Nowo powstające instytucje polonijne, skierowane do nowych przybyszów, są jeszcze w powijakach. Z referatów wynikało jednak, że pierwsze kroki zostały już postawione.

 Z uwagi na dwa podstawowe wnioski –„oni już nie wrócą” i „oni mają masę dzieci” (nota bene procentowo więcej niż ich rówieśnicy w Polsce) – działalność polonijna będzie miała w przyszłości kluczowe znaczenie. Tylko jeśli będzie prężna, nowe pokolenie dzieci zostanie zachowane dla Polski, a jednocześnie poprzez dwujęzyczność stanie się poszukiwanym partnerem w jednoczącej się i zjednoczonej Europie. Jeśli tak nie będzie, zarówno młodzi emigranci jak i ich dzieci będą straconym na zawsze pokoleniem.

Z prowadzeniem działalności polonijnej wiążą się jednak dwa konkretne pytania:

1.Personalne – kto ma organizować i finansować tę działalność: stara Polonia, nowi przybysze sami dla siebie, Polska, kraje goszczące (komunalnie? czy na poziomie krajowym?) czy wreszcie Europa?

2. Promocyjne – wszystkie dotychczasowe doświadczenia wykazują, że nawet tam, gdzie emigracja z Polski jest już zasiedziała i dobrze funkcjonuje w kraju przyjmującym, jak np. w Szwecji czy w Niemczech, z oferty nauki języka polskiego (wraz z elementami historii i geografii) korzysta co najwyżej 20% dzieci emigrantów.

Można założyć, że wśród nowych emigrantów będzie ich co najwyżej tyle samo, albo jeszcze mniej. Jak więc promować pielęgnowanie tradycji, języka i kultury? Jak dotrzeć do Polaków rozsianych po miasteczkach i wioskach, mieszkających i pracujących z dala od jakichkolwiek ośrodków kultury, już nawet nie tylko tych polskich? Doświadczenie, nie tylko emigracyjne, uczy, że aby pozyskać dzieci, trzeba dotrzeć do całej rodziny. Rodziców, w tym również ojców!, trzeba przyciągnąć tym, czego potrzebują – nauką języka gospodarzy, poradami organizacyjno-prawnymi, interwencją w dramatycznych sytuacjach życiowych.

 Rozwiązania dotyczące bezpośrednio nauki języka polskiego były tradycyjne, takie jak wypracowała je Polonia w ciągu ostatnich stu lat – szkoły, szkółki, kursy, klasy. Uczyć, uczyć, uczyć. Ciekawe, że w ani jednym wystąpieniu nie pojawiła się opcja szkoły internetowej, szkoły w sieci. Ciekawe również, że w dyskusji nie wzięli udziału przedstawiciele kościoła polskiego na obczyźnie. Wydaje się bowiem, że akurat nowoczesne media i tradycja kościoła katolickiego mogłyby zjednoczyć siły i rozpocząć ofensywę, której celem byłoby zachowanie dla polskości najmłodszego pokolenia Polaków na Obczyźnie.

Na zakończenie kilka uwag lżejszego kalibru

Udział kobiet. Wszystkie referaty przygotowały kobiety! Wszystkie! Czegoś takiego też jeszcze nigdy nie widziałam, poza oczywiście konferencjami genderowymi, a to nie była konferencja genderowa. Zauważyłam też z zainteresowaniem, że skończył się czas czytania referatów z kartki. Wszystkie miałyśmy oczywiście napisane referaty, niektóre z nas przygotowały też tradycyjną prezentację w Power Point, która niejako streszczała główne założenia naszych wystąpień, ale wszystkie po prostu swobodnie i z dużą znajomością rzeczy mówiłyśmy „z głowy”.

Dress code. Zmienił się też obowiązujący do niedawna sztywny i konserwatywny dress code takich spotkań. Byliśmy w końcu na konferencji, w której udział wzięli po równi przedstawiciele placówek dyplomatycznych, instytucji rządowych w Polsce oraz starej i nowej emigracji. Wszyscy byli ubrani elegancko, ale indywidualnie. Oczywiście dało się zauważyć pewne różnice, emigracja z obu grup wystąpiła jeszcze trochę bardziej na luzie niż reprezentanci urzędów i placówek, generalnie jednak mężczyźni odeszli już chyba na dobre od munduru jakim był na takie okazje obowiązkowy ciemny garnitur, a kobiety od nieśmiertelnego kostiumiku. Emigrantki były ubrane bardzo na luzie, przedstawicielki konsulatów – wszystkie bez wyjątku na niezwykle wysokich obcasach – były młode, szczupłe, wysokie i po prostu zabójczo eleganckie!

Jedzenie. Nasz berliński gospodarz, ambasada RP w Berlinie ugościła nas po prostu po królewsku. Już obiad był świetny, zupa krem z pomidorów rewelacyjna, ale kolacja przeszła po prostu wszystkie wyobrażenia o tym, jak się gości uczestników konferencji. Podano takie niezwykłe potrawy jak nadziewane figi i morele, faszerowane mini patisony, włoskie kluseczki gnocchi ze szpinakiem i prawdziwe dzieło sztuki – łosoś zrobiony (tak, zrobiony) z łososia, w łusce z plasterków ogórka obłożony czerwonymi rakami. Znam się co nieco na sztuce kulinarnej i w końcu bywałam już na przyjęciach, ale bufetu takiej urody to chyba jeszcze nie widziałam.

Podsumowanie

Konferencja była bardzo ciekawa. Dowiedzieliśmy się od osób z pierwszej linii frontu, jak naprawdę wygląda życie emigrantów z Polski w kilkunastu krajach Europy Zachodniej. i co w historiach o tej wielomilionowej grupie ludzi jest prawdą, a co mitem.

Mitem jest na przykład to, że na Zachodzie potrafią docenić nasze kwalifikacje, bo nie potrafią i nie chcą. Mitem jest też, że pracy jest mnóstwo, że pieniądze leżą na ulicy i że emigranci zarabiają kokosy. Wiemy, że jest inaczej. Nie zarabiają. Zarabiają dużo poniżej średniej kraju przyjmującego, a wykonują pracę ciężką, źle płatną i znacznie poniżej poziomu wykształcenia. Często również nielegalną, albo przynajmniej z tzw. szarej strefy – jak np. w Włoszech, gdzie pracuje bardzo dużo Polek, znacznie więcej niż mężczyzn, wszystkie bez wyjątku jako opiekunki ludzi starych, chorych i dzieci.

 Wstrząsające były informacje o wyzysku, jakim w wielu krajach podlegają emigranci, nie tylko ze strony pracodawcy, ale też, a może przede wszystkim, ze strony pośredników z agencji zatrudnienia. Zresztą owe wątpliwej wartości agencje nie zadowalają się tylko kierowaniem do pracy i pobieraniem haraczu od ludzi, którzy tej pracy poszukują, lecz same naganiają do wyjazdu mieszkańców jakichś zapadłych wiosek, którzy sami nigdy nie zdecydowali by się, żeby jechać „na saksy”.

Jednak oprócz historii wstrząsających, były też referaty napełniające otuchą i optymizmem. Największe uznanie wzbudziło wystąpienie Bernadetty Kachel z Belgii o działalności oświatowej, kulturalnej i wydawniczej ośrodka Plus w Brukseli.

Jak to podsumowała prowadząca sesję oświatową Teresa Sygnarek ze Szwecji – „Panią Bernadettę będziemy musieli po prostu sklonować, bo wszędzie gdzie jest Polonia, potrzebne by były osoby takie jak ona – z taki ładunkiem energii i takim optymizmem”.

 Myślę, że tak właśnie jest, tego będziemy potrzebować – energii, optymizmu i wiary w sens tego, co robimy.

Ewa Maria Slaska, Berlin, 31 października 2012 r.

 Na zdjęciach (Krystyny Koziewicz): migawki z konferencji. Ostatnie – autorka tekstu, Ewa Maria Slaska .

/z: PAP, Polonia dla Polonii/

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki