|
Zuletzt bearbeitet 06.07.2013 09.24 Jazz Fest Koncert - Bobby Womack
Podróż w czasie i przestrzeni (c) Rainer Rygalyk Scena w niebieskich, fioletowych światłach powoli się zapełnia, podejście do czasu swobodne, tak zwane nienerwowe. Podobnie wśród publiczności, radosne i pełne luzu wyczekiwanie, bo im dłużej się czeka, tym przyjemność większa, jeszcze się na chwilę oddala... Już nie ma wnętrza opery, jest amerykański klub, z klimatem. Instrumenty lśnią, mikrofony czekają, na scenę wchodzi powoli zespół indywidualności w każdym wieku... Biali, czarni, siwowłosi. W ciemnych okularach, w kapeluszach, w błyszczących golfach, kamizelkach, wielkich błyszczących zegarkach, sygnetach, śmiejący się, machający, natychmiast nawiązujący kontakt z publicznością. Jak filmowy gang z Harlemu. Do muzyków dołączają trzy ciemnoskóre damy, wulkany głosów, z ciepłem, luzem, familiarnością, jedna pomaga drugiej zejść po ciemnych schodkach i dostać się za mikrofony. Zaczyna się jak msza gospel, z liderką, która przytuliłaby, utuliłaby, a otacza gromkim głosem i zabiera aż do nieba. Pozostali muzycy ją wspierają, biorą za rękę, cieszą się. Nie ma opery, jest wnętrze pełne bluesa, soulu, jazzu, gospels, w którym wszyscy są blisko, rozmawiają ze sobą, ci ze sceny z tymi z publiki. Mówią śpiewem, dźwiękami, dzielą się intymnymi opowieściami, wspomnieniami dzieciństwa, miłościami, wiarą; przedstawiają nam swoje dzieci, jak Bobby prześliczną córkę, jedną z trzech wokalistek. Jest dumnym ojcem i cieszy się, że może dziecko pokazać swoim znajomym z Wiednia, mnie właśnie... Legendarny Bobby Womack, rocznik 1944, ma za sobą ciężką chorobę. Wszedł na scenę, podprowadzony przez czujnego starszego "bodyguarda", a raczej bliskiego po prostu człowieka, obserwującego z boku sceny, czy Bobby się dobrze czuje, podbiegającego, by odebrać od Bobby'ego marynarkę, podającego mu wodę i ręcznik, zaznaczającego, że "już wystarczy" i czas na odpoczynek... to też było rodzinne, bez ukrywania się za sceną. Jak przyjacielskie spotkanie, z klaskaniem, wymianą emocji i dźwięków scena-widownia... Ale jak zaśpiewał, zabrzmiał, to moc, bez widocznego wysiłku, ogarniała przestrzeń. Metafizyczne przeżycie, silne; wspaniała, prosta muzyka. Prawdziwa. Nie można było siedzieć. Ciała i dusze reagowały. To rzadkie. Bobby Womack jest ostatnim z ostatnich: „The Last Soulman“ albo „The Bravest Man In The Universe“, jak brzmi tytuł jego ostatniej płyty – najnowszej, przepraszam, mam nadzieję, nie ostatniej. Syn fryzjera z wielodzietnej rodziny z Cleveland pamięta swoją pierwsza gitarę, pamięta złoty okres soulu 60. lat. Bo inni wielcy czarnego soulu zdążyli w międzyczasie odejść: Sam Cooke, Marvin Gaye, Ray Charles, Isaac Hayes, Johnny Taylor, O.V. Wright, James Brown, Solomon Burke. Na tej scenie Bobby został sam. Miał ponoć "maczać palce" w nagraniach Elvisa Presleya, napisał dla Rolling Stonesów pierwszy wielki przebój "Its all over now"... i dla wielu innych artystów... Bobby Womack trafił wprost do duszy. Na scenie był silny i ciepły. Poruszył. Z niesioną w sobię całą historią amerykańskiej muzyki, ze swoją prostotą, bezpośredniością. Tak, jak jego muzycy. Poza sceną był bezradny i słaby. Wzruszające, kiedy Bobby śpiewał, jego opiekun okleił stopnie schodków białymi kawałkami taśm, by muzyk lepiej widział schody...Ale zanim zszedł ze sceny, nie wracając na bis, zażądał mikrofonu i dośpiewał w drodze za kulisy... Warto mieszkać w Wiedniu, żeby przeżyć taki wieczór. Warto chodzić na dziesiątki średnich koncertów, by trafić na takiego artystę i pozwolić mu się otworzyć. Warto byłoby przebyć setki kilometrów na spotkanie z Bobby Womackiem. Miałam szczęście, wystarczyło, bym przejechała trzy stacje metrem, a znalazłam się w innej przestrzeni... Beata Dżon http://www.viennajazz.org/2013/07/03/review-bobby-womack/ Wikipedia: Bobby Womack debiutował pod koniec lat 50. XX w. w zespole The Valentinos, występując równoczesnie w roli gitarzysty na trasach koncertowych Sama Cooke'a. Współpracował też z Wilsonem Pickettem, dla którego napisał 17 utworów. Śpiewał w duecie z Patti LaBelle. Był autorem pierwszego wielkiego przeboju The Rolling Stones– "It's All Over Now". Najpopularniejsze piosenki: "It's Gonna Rain", "How I Miss You Baby", "More Than I Can Stand", "That's the Way I Feel about Cha", "Woman's Gotta Have It", "If You Think You're Lonely Now", "Harry Hippie". Został zaproszony do piosenki "Stylo" zespołu Gorillaz, do której użyczył wokalu, oraz w piosence "Cloud of Unknowing", którą wykonuje wraz z Sinfonia Viva. Jego głos możemy także usłyszeć w utworze "Bobby in Phoenix" z albumu The Fallwydanego pod koniec 2010 roku. W 2009 został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame[1]. Beata Dżon
|
Kontakt
|