Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 21.01.2014 10.05
Już miesiąc minął od śmierci Wojciecha Kilara...

 

 

 

 

Kilar i Dracula, wspomnienie

niezwykłego spotkania

Tekst i zdjęcia Beata Dżon

 

Jeszcze w połowie grudnia zajrzałam do rodzinnych Katowic, w okolice 2 LO m. M. Konopnickiej w południowej, modernistycznej części Katowic. Niedaleko szkoły mieszkał dawniej Arkady Fiedler, pisarz, "ojciec" podróżniczych "Tomków", który niespecjalnie ruszał się z domu. W tej samej okolicy mieszkał inny Mistrz - muzyczny. Wojciech Kilar. Do 29 grudnia 2013... Odszedł wtedy w krainę innej muzyki...
W rok 2014 weszłam z pięknym wspomnieniem sprzed kilku lat, wspomnieniem jedynego, kilkugodzinnego mojego spotkania z Maestro Kilarem - radosnego, bo w Stolicy Polskiej Komedii, w Lubomierzu, w 2010 roku.

Tak to opisałam wówczas dla jednej z kolorowych gazet:

Jeden z największych współczesnych kompozytorów muzyki poważnej i filmowej, Maestro Wojciech Kilar zaszczycił maleńki Lubomierz. Przybył do kościoła na koncert swojej muzyki filmowej.

Senne miasteczko, Lubomierz, to miejsce, gdzie bije serce polskich komedii. Począwszy od tryptyku „Sami Swoi”, do którego zdjęcia tu powstały i ma tu swoje muzeum, magiczne zaułki dolnośląskiego miasteczka goszczą filmowcy co jakiś czas... 

Wyjątkowy muzyczny prezent zafundował miłośnikom muzyki dyrektor artystyczny festiwalu, Daniel Antosik. Kilkuletnie starania i pokora, którą wykazał Antosik wobec terminarzy i tego, że Maestro Kilar unika wielkich imprez, zaowocowały koncertem. Gospodarz barokowego kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Maternusa, jednego zresztą z dwóch tylko w Polsce pod takim wezwaniem, wpuścił do wspaniałych, wciąż restaurowanych wnętrz Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Dolnośląskiej pod batutą Jerzego Powolnego. Wybrzmiały tam dźwięki, walców, poloneza, muzycznych żartów i zabawy dźwiękami, motywów z filmów najważniejszych polskich reżyserów, od Wajdy, Zanussiego i Polańskiego począwszy.

Poruszyła muzyka do oskarowego filmu F.F. Coppoli, Draculi, nawet wampirze losy muzycznie zagościły w pięknym kościele. Wspaniałe przeżycie, wspaniałe dźwięki a przede wszystkim radość, że muzyki Maestro Kilara można było słuchać wspólnie z nim. Przeżywał każde wykonanie, każdy dźwięk.

Jak zwykle, niezwykle skromny, unikał tłumów, ale nie odmawiał ani autografów, uwiecznianych na najdziwniejszych przedmiotach, jak gitara początkującego muzyka czy identyfikator na obfitej piersi koleżanki, nie odmawiał zabawnych zdjęć np. w specjalnej ramie do portretów. To młodzież najbardziej otaczała Maestro Kilara. I widać, że w towarzystwie młodych ciekawych świata ludzi Maestro czuł się najlepiej. Urodzony lwowiak, z wyboru katowiczanin, obywatel świata, w Wiedniu, Nowym Jorku czy Paryżu czuje się jak w domu.

Maestro Kilar, dawniej kochający piesze górskie wycieczki, teraz kontentujący się szybką jazdą samochodem, prowadzonym przez jego przyjaciela, chętnie ogląda siatkarskie zmagania Polaków.

Mawia skromnie, że tak naprawdę to nie te największe dzieła, doceniane przez krytykę, nagradzane, ale inna rzecz mu się udała. Kiedy słyszy na siatkarskich meczach polskich kibiców zagrzewających zawodników do boju jego uwerturą „W stepie szerokim” do filmu „Przygody Pana Michała”, czuje się tak trochę współautorem zwycięstw Polaków. Kibicuje też piłkarzom nożnym – to śląska drużyna, Ruch Chorzów. A maturzyści, którzy od przynajmniej ośmiu sezonów studniówkowych rozpoczynają swoje bale polonezem z „Pana Tadeusza” pióra Wojciecha Kilara dodają, że udał mu się ten polonez, oj udał. Wyparł ze studniówek słynny polonez Michała Ogińskiego. Za kilka lat zatańczą do dźwięków poloneza Maestro Kilara również lat dzieci z trzech szkół w Polsce, które noszą jego imię: w Dzierżoniowie, Wodzisławiu Śląskim i Rzeszowie.

To był rok 2010.

Dodam, że wówczas Maestro Kilar odsłonił w Zaułku Gwiazd w Lubomierzu płytę marmurową dłuta lokalnego rzemieślnika ze swoim nazwiskiem, taki obyczaj lubomierskiego festiwalu dla specjalnych gości.

Płyta pozostanie, Maestro Wojciech Kilar już do Lubomierza nie zajrzy...

Nie zapomnę też papierosa, którym poczęstował mnie pan Kilar, cienki, mentolowy (innych już, jak mówił, wówczas nie palił), podał mi ogień... Zapaliliśmy w kilka osób po emocjonującym koncercie, pod kościołem...

Takie jest moje wspomnienie spotkania ze skupionym, wyciszonym i pełnym dystansu do siebie Artystą. Ale ie dystansu do muzyki.

I ten papieros...

Pozostaje Jego muzyka.

Beata Dżon

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki