Zuletzt bearbeitet 31.03.2015 11.00


Zuletzt bearbeitet 17.05.2011 14.00
Wydawnictwo Świat Książki

i jego wielcy Autorzy: Głowacki, Gretkowska, Krall...

Wydawnictwo Świat Książki jest częścią spółki Bertelsmann Media. Większość tytułów publikowanych przez wydawnictwo oferowana jest członkom Klubu Świat Książki. Duża część dostępna jest też w zwykłych księgarniach.


Świat Książki wydaje cały przekrój literatury - od klasyki polskiej i obcej, przez współczesną literaturę światową i krajową, poradniki, leksykony i albumy po literaturę faktu a także tytuły z zakresu historii i politologii. Ambicją wydawnictwa jest dotarcie z książkami nawet tam, gdzie nie ma księgarni. To jedno z największych wydawnictw w Polsce i największy wysyłkowy klub czytelniczy.

Janusz Głowacki: Good night Dżerzi

Dla czytelników, którzy znają Janusza  Głowackiego tylko jako autora bestsellerowej, wspomnieniowej książki „Z głowy”, lektura jego nowej powieści „Good night Dżerzi” może być szokiem. Znajdziemy tu wprawdzie słynną ironię Głowackiego, ale znaczniej więcej jest brutalnego opisu przedstawianej rzeczywistości. A książka, choć pewnie nie na każdy gust, jest świetna.

„Good night Dżerzi”(Świat Książki) to w dużej mierze rzecz o kontrowersyjnym  pisarzu Jerzym Kosińskim, lecz nie tylko. Głowacki prowadzi nas zresztą do swojego bohatera okrężną drogą, początkowo zaś możemy odnieść wrażenie, że powieść będzie utkaną z anegdot kontynuacją „Z głowy” – oto narrator Dżanus, którym jest sam Głowacki, otrzymuje niespodziewanie propozycję napisania scenariusza filmowego o Kosińskim, polskim Żydzie, który wyjechał w 1957 roku do Nowego Jorku, gdzie zrobił wielką karierę jako autor pisanych po angielsku książek, w tym „Malowanego ptaka”, „Wystarczy być” i „Kroków”. Karierę zakończoną demistyfikacją i samobójstwem w 1991 r.

Wszystko zaczyna się więc podobnie jak „Z głowy”, ale szybko przekonujemy, że książka zamienia się w niejednorodną opowieść, którą tworzą m.in. listy, sny bohaterów i fragmenty powstającego scenariusza. Opowieść o Kosińskim, ale też o ludziach, którzy pojawili się w jego życiu, przede wszystkim pięknej Rosjance Maszy i jej mężu, niemieckim biznesmenie Klausie, który zleca Dżanusowi napisanie scenariusza o nieżyjącym już pisarzu.

Z tej opowieści wyłania się postać blagiera, kreującego własny życiorys, kradnącego cudze pomysły, po części plagiatora, a także sadomasochisty, ze wskazaniem na sado, stałego bywalca seks-klubów, gustującego w perwersji. Chwilami Kosiński w „Good night Dżerzi” przypomina potwora, który żyje z wykorzystywania, upokarzania i upodlania innych. Wielki mistyfikator zostaje w końcu zdemaskowany (przez amerykańskich dziennikarzy), jednak Głowacki, choć – jak mówił w jednym z wywiadów – sam nie zachwycał się twórczością Kosińskiego, nie kwapi się z wystawianiem łatwych ocen. W jego ujęciu autor „Malowanego ptaka” jest też ofiarą, nie tyle autokracji, ile środowiskowej niechęci. Jak zauważa jeden z bohaterów powieści, gdyby Kosiński był aktorem albo pisał wyłącznie o Holocauscie, dano by mu spokój. Nie darowano mu, ponieważ poszedł dalej. Musiał więc przegrać.

„Good night Dżerzi”, mocna i poruszająca książka, jest poza tym pastiszem. I nietrudno zgadnąć o twórczość którego autora chodzi.

Grzegorz Kozera

_____________________________

Janusz L. Wiśniewski: Martyna

Zakurzony pamiętnik ujrzał światło dzienne.



Projekt Martyna – urzeczywistnienie marzeń pisarzy amatorów. Ucieleśnienie ludzkich emocji, obraz studenckiego życia i największych pragnień w rzeczywistości Lebensweltu. Mariusz Makowski, Renata Palka-Smagowska oraz Internauci. Za sterem zaś twórca polskiej literatury sieciowej Janusz Leon Wiśniewski.

„Martyna” – nowelka studencka, traktująca o losach młodej kobiety, która wkracza w dorosły świat, poszukuje własnego miejsca, ścieżki i sensu egzystencji. Historia tak poruszająca, jak płacz niemowlęcia, gdy tęskni do mamy. „Martyna” w całości swojego przekazu nakreśla obraz polskiej rzeczywistości widzianej oczami studentów. W ich życiu dominują ciężka nauka i niekiedy praca, całonocne imprezy, wspólne chwile radości i smutku. Przeżywają pierwsze poważne miłości zabarwione fantazyjnym, erotycznym światem. Autorzy uwypuklają powszechny paradoks, iż często szczęście, którego tak uporczywie szukamy, wyczekujemy i tęsknimy, przez cały czas jest tuż obok, czeka cierpliwie, aż dostrzeżemy jego obecność. Ta osoba stoi niemalże za nami a tylko poprzez zaślepienie złudą maleńkich nadziei pękających niczym bańki mydlane pozbawiamy się tego, czego najbardziej pragniemy. „Martyna” naprowadza na ślad uniwersalnej prawdy, że każdy zasługuję na miłość.

Książka została bardzo dobrze zareklamowana. Wydaniu patronują między innymi portal KOBIETY.PL, magazyn DLACZEGO, tygodnik WPROST oraz rozgłośnia RADIOSTACJA. Treść jest mieszaniną blogów bohaterki, e – maili, relacji a także profesjonalnej narracji pisarza. Schludna okładka doskonale zaprojektowana przez Point Group zachęca do przeczytania nowelki. Jedyny mankament to wewnętrzny margines, który praktycznie nie istnieje. Utrudnia to nieco czytanie. Odbiorca musi odginać kartki, co przy wielokrotnym powtarzaniu może przyczynić się do rozklejenia całości.

Nie zmienia to jednak faktu, że w swojej formie jest swoistą innowacją. „Martyna” została napisana (oprócz Wiśniewskiego) przez zupełnie nieznanych ludzi, dając im szansę, aby ich pracę ujrzał świat. Wykazali się dużą dozą profesjonalizmu. Wspólnie z pisarzem posługują się językiem pełnym czułości, delikatności i eksplozji emocji. Styl emocjonalny budują na ludzkiej wrażliwości i doborowym dowcipie, stroniąc od nadmiaru wulgaryzmów. Książka zawiera kilka alternatywnych zakończeń – możemy rozpatrywać postawę bohaterów w zmieniających się okolicznościach.

„Martyna” uczy wrażliwości, wyrozumiałości, tolerancji i akceptacji drugiego człowieka. Stanowi oryginalną wykładnię prawdziwej przyjaźni i subtelnie szepta o wspaniałej miłości. Wiśniewski nie po raz pierwszy daje pokaz mistrzostwa znajomości kobiet. Potrafi je naśladować, doskonale je rozumie i oddaje wiernie ich odczucia. Nowelka konkretyzuje wartości w życiu codziennym, dowodzi, że można stworzyć silną więź w uspołecznieniu sieciowym.

„Martyna”... - to historia każdego z nas, niezależnie od płci.

_______________________________

Tomasz Jachimek: Handlarze czasem

Zagubieni w czasie



Tomasz Jachimek na swoją pierwszą powieść znalazł pomysł tak prosty, że aż dziwne, że oryginalny – a wszystkie wydarzenia zaprezentowane w „Handlarzach czasem” są naturalną konsekwencją wyjściowego założenia. Zastanowił się mianowicie autor nad tym, co by było, gdyby ktoś wynalazł maszynę do handlowania czasem – i sprawdził to, budując absurdalną, a mimo to mocno zakorzenioną w codziennym i zwykłym życiu fabułkę. W literackim tu i teraz przenika się satyra z teraźniejszością, trafne obserwacje polskiej rzeczywistości i… wyobraźnia rodem z Kastnera. A wszystko to przedstawione zostaje w prosty sposób – tak, że czytelnicy będą się wciąż zastanawiać, dlaczego nikt na to jeszcze nie wpadł.

Jest sobie zwyczajna rodzina. Jak w każdej rodzinie – i tu pojawiają się drobne dziwactwa i przyzwyczajenia, składające się na małą wspólnotę. Prym w galerii oryginałów wiedzie wuj Franciszek, nieszkodliwy maniak i wynalazca. To on pewnego dnia tworzy coś, co zrewolucjonizuje cały świat: w garażu konstruuje maszynę do handlowania czasem. Jachimek nie wnika w szczegóły techniczne – proponuje prostą drewnianą skrzynkę, do której wchodzą dwie zainteresowane osoby – i już po chwili doba jednej trwa 25 godzin, a doba drugiej – 23. Co stanie się ze światem, w którym poza możliwością handlowania czasem nie zmieniło się nic – trudno sobie wyobrazić. Więc Jachimek sugeruje możliwe scenariusze, prezentując konsekwencje wynalazku z punktu widzenia rodziny wuja Franciszka, ale też całego zestawu typowych dla współczesności (popwspółczesności?) postaci – pracoholika, plastikowej panienki, obiboka czy seniorów nauczonych kombinowania. Maszyna do handlowania czasem zmienia życie ich wszystkich, a udoskonalanie prototypu prowadzi do bezpowrotnego zniszczenia dotychczasowego porządku.

Jachimek okazał się w tej książce absolutnym mistrzem tworzenia i opanowywania chaosu. Bez większego wysiłku szkicuje dantejskie sceny sprzed garażu wuja – i z lekkością proponuje nieprzewidywalne rozwiązania. Panuje nad wykreowanym przez siebie światem bez trudu – a to ważne, bo musi być przewodnikiem dla pozbawionych punktu odniesienia odbiorców. Ani na chwilę nie gubi się w żywiołowej akcji – dzięki czemu nie zgubią się w niej także czytelnicy, zadziwia za to prawdopodobieństwem wyrosłych na absurdzie scenariuszy. Ze zwyczajnych obserwacji obyczajowych i znajomości ludzkich charakterów czyni Jachimek swoją broń – i ogromny atut tej książki. Jego bohaterowie zachowują się dokładnie tak, jak – najprawdopodobniej – zachowaliby się ludzie, gdyby otrzymali dzisiaj możliwość panowania nad czasem. Nieubłagalna logika trzyma w ryzach całą opowieść, czerpiącą przecież także z nonsensu.

Język – potoczny. Charakterystyczny dla krótszych form Jachimka. Zachowujący typowy dla tego autora rytm i sposób akcentowania puent. „Handlarze czasem” przypominają stylem i konstrukcją bardziej rozbudowane monologi, pełne zaskakujących zwrotów akcji i odważnych rozwiązań. Całość świetnie uzupełniają satyryczne rysunki Henryka Sawki. To publikacja dla czytelników, którzy chcą się pośmiać i odprężyć, ale też zastanowić nad kondycją współczesnego człowieka, dowód na siłę wyobraźni.

Manuela Gretkowska: Trans

Współczesna powieść obyczajowa. Małżeństwo młodej emigrantki w Paryżu okazuje się dramatyczną porażką. Po rozstaniu z mężem poznaje słynnego reżysera Laskiego, od lat mieszkającego i tworzącego we Francji. Miłość do starszego artysty to wyrafinowana sado-masochostyczna gra. Intrygująca, napisana ostrym językiem, powieść "z kluczem" o miłosnym "transie", seksie, narkotykach, niemocy twórczej i toksycznym uzależnieniu.

Uchylając nieco rąbka tajemnicy donosimy uprzejmie, że Trans jest niejako repliką na słynny Nocnik Andrzeja Żuławskiego...

Hanna Krall: Biała Maria

Ta mistrzowska, bardzo osobista książka opowiada, jak "czarniutka" dziewczynka przeżyła Holocaust. Tą dziewczynką była sama Krall.

"Dobrze, że się po Jadzię nie spóźniłam" - mówi Maria w monologu kończącym najnowszą książkę Hanny Krall. Wtedy, za okupacji, krawcowa z ulicy Siennej "zdążyła przed Panem Bogiem", choć tłumaczy sobie - bo jest wierząca - że może pomogła jej modlitwa do św. Bronisławy.

Było tak: na Sienną przyszedł rano granatowy policjant.Kazał jej iść ze sobą. Założyła kapelusz "z niedużym rondem, z kokardą" (Krall pedantycznie dba o konkrety). Rodzina bała się, że już żywa do domu nie wróci. Policjant prowadził ją w milczeniu do komisariatu w Alejach Jerozolimskich. Niosła fałszywą aryjską metrykę swojej siostry, która nie dowiedziała się do końca życia, że dała nazwisko Żydówce.

Jadwiga, którą Maria ratowała, miała córeczkę, taką "czarniutką". Policjant westchnął: "Gdybym ja miał dziecko z takimi oczami, nie chodziłbym z nim po ulicy", choć mała lepiej od matki zdała przed nim egzamin z modlitwy Anioł Pański. "Jedna z was jest Żydówką - powiedział - Polka wyjdzie, Żydówka zostanie". Naradzały się obie, matka z siedmioletnią córeczką. W pewnym momencie usłyszały głos Marii. Podobno krzyczała: "Co, moja siostra Żydówką?... O, panowie...". Podziałało. Zostały wypuszczone.

Gra o moje życie

Czy policjant uwierzył w fałszywy dokument? Czy się zlitował? Czy po prostu "nie chciało się odsyłać nikogo na gestapo tego dnia"? Pojechały razem na ulicę Sienną 90 jak do nieba. Dorożką czy na piechotę? Spierają się o to na stronach tej książki, obie nieżyjące. Z nich wszystkich żyje tylko ta dawna dziewczynka, która o tym opowiada.

Może z tej jednej sytuacji wywodzi się całe pisarstwo Hanny Krall? Gdyby ktoś ją zapytał w ankiecie, dlaczego pisze, nie mogłaby pominąć sceny z komisariatu. Opowiedziała ją przed laty w słynnej księdze Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinówny "Ten jest z ojczyzny mojej". Wśród kilkuset relacji ocalonych i ocalających w dziale "pomoc indywidualna" znalazł się tekst młodej reporterki "Polityki" pt. "Gra o moje życie". Zawierał się w nim zalążek przyszłego pisarstwa Krall, jej teatralno-filmowego widzenia świata, jej filozofii.

"Biała Maria" to wyjątkowa książka, w której reporterka opowiada - wciąż w trzeciej osobie - o granicznych sytuacjach swego życia. Robi to bez kamuflażu, jaki zastosowała w "Sublokatorce" (1985) i w relacji, na której Krzysztof Kieślowski i Krzysztof Piesiewicz oparli scenariusz "Dekalogu 8". Bohaterkami tego filmu były dwie kobiety, które spotykają się po latach. Jedna z nich nosi w sobie "winę niezarzucalną": w decydującej chwili odmówiła zostania matką chrzestną tej drugiej, wówczas "czarniutkiej" dziewczynki, tłumacząc, że "nie może składać fałszywego świadectwa przed Bogiem". Ta wina wyrobiła w niej po latach wysoką świadomość etyczną. Jednak w filmie jest jakaś nieprzekonująca nuta. Kieślowski nie wydawał się do końca pewny rozwiązania - inaczej niż Piesiewicz. Krawcowa z ulicy Siennej nie wahała się złożyć "fałszywego świadectwa". Zdjęcie Marii podpisane "Sprawiedliwa wśród Narodów Świata" zamyka nową książkę Krall.

Scenarzyści dają alibi

"Biała Maria" jest ciężka i lekka. Ciężka od rozgałęzionych, rozmnożonych ludzkich historii, a zarazem migawkowa, jakby wychylona poza siebie. Są w niej momenty mistrzowskiej poetyckiej kondensacji (rozdział "Wiatr" to jakby zatrzymany w stopklatce obraz wyprowadzanych z miasteczka Żydów), a kiedy indziej piękny styl zostaje złamany magnetofonową potocznością.

Krall łamie podział na fikcję i reportaż. Ta książka nie jest ani jednym, ani drugim. Można ją czytać jak reportaż dochodzący prawdy, a na innym poziomie - obserwować, jak się tworzy fikcję. Autorka oczami swojej dawnej wybawicielki patrzy na sytuację w komisariacie. Jakby na naszych oczach tworzy z tego opowiadanie. Oglądamy, jak scenarzyści "Dekalogu" konstruują film z dostarczonej przez Krall prawdziwej historii. Ona sama próbuje dotrzeć do nieznanej sobie prawdy - szuka śladów człowieka, który w krytycznym momencie odmówił bycia ojcem chrzestnym.

Kim był? Dlaczego to zrobił? W "Dekalogu 8" scenarzyści dali mu konspiracyjne alibi. Rzeczywistość była bardziej skomplikowana. Niedoszły ojciec chrzestny występujący w powieści pod inicjałami J.S. nie mieści się w żadnej z przegródek, na jakie dzielimy Polaków. Komunista, ale i katolik. Po wojnie: ubek wysiedlający Niemców, później sam oskarżony o kontakt szpiegowski, jeszcze później - o malwersacje. Im dalej zagłębiamy się w jego los, tym trudniej o osąd: winowajca czy ofiara? Kombinator czy człowiek złamany przez życie? Jedno z drugim?

_________________________________

George Orwell: Kilka myśli o ropusze zwyczajnej oraz inne nieznane szkice opowiadania i eseje

George Orwell to nazwisko instynktownie łączone z „Folwarkiem zwierzęcym” i „Rokiem 1984”. Swiftowskie, prorocze antyutopie skutecznie wywindowały pseudonim pisarski Erica Blaira do czołówki ponadczasowych i najważniejszych angielskich twórców pióra.

Ale George Orwell to nie tylko krytyk życia politycznego. To także wnikliwy obserwator najsmutniejszej prozy życia. Bohaterowie mniej znanych powieści jego autorstwa – włóczędzy, bezdomni, robotnicy, borykający się z przytłaczającymi kłopotami finansowymi zwyczajni obywatele – z ambony twórczości pisarza formułują coś na kształt głosu ludu. Orwell często wypowiadał się w imieniu angielskiej klasy robotniczej, której niełatwo było ułożyć sobie godne życie w Wielkiej Brytanii lat trzydziestych.

George Orwell to także bardzo płodny eseista i dziennikarz. Dociekliwy, wrażliwy i niespokojny. „Kilka myśli o ropusze zwyczajnej oraz inne nieznane szkice, opowiadania i eseje” to z kolei najnowszy wydany w Polsce zbiór tekstów Orwella, formułujących obraz świata widziany jego oczami. Oczami pisarza, publicysty i społecznika.

Sięgając po tę lekturę, trzeba być świadomym, że to jedynie kropla w całym oceanie znanych i kanonicznych już tekstów, publikowanych przez Orwella. To gratka dla sympatyków pisarza. Natomiast czytelników, którzy po Orwella sięgali z rzadka, dawno bądź wcale, nowy zbiorek jego tekstów będzie upominał, by niezwłocznie sięgnęli także po inne jego dzieła. Lekturę tę można zatem traktować jako uzupełnienie już znanego, albo zachętę do dalszego z Orwellem obcowania. /.../  /Dorota Jędrzejewska/

Orwell miał temperament publicysty i wiele lat wiódł życie trampa, imając się najróżniejszych zajęć. Bywał żebrakiem i policjantem, nauczycielem i pomywaczem. W esejach pisze o tym, co doskonale zna. Opisuje dzień włóczęgi i portretuje egzotyczny Marrakesz, jako intelektualista zastanawia się nad sensem socjalizmu, a jako smakosz gani angielską kuchnię za nadmierne używanie cukru. Są tu też zapiski rzucające światło na to, jak powstawał słynny „Rok 1984”, i są młodzieńcze opowiadania dowodzące, że błyskotliwym obserwatorem był od zawsze. Inspirujące!       

 

Kontakt



Zuletzt bearbeitet 10.10.2013 13.50
Linki